6$ Śladami Czerwieni
Czerwony rumieniec
Tomek westchnął ze znużenia. Wpatrywał się w kwiecisty wzór na tapecie już chyba z dwie godziny i nic nie wskazywało na to, by coś miało się zmienić w kolejnej.
Zaraz po przyjeździe do rezydencji, Pan Czerwony zaprowadził go do tego małego, lecz przytulnego pokoju dla gości. Ściany miały oliwkowy kolor, a gdzieniegdzie przyklejona była tapeta w kwiecisty wzór ze złotymi pasami po bokach, które wyraźnie oddzielały kwiaty od oliwkowego tła. Podłoga wyłożona była dębowymi panelami. Przy ścianie stała ogromna stara szafa, zapewne ręcznej roboty, a w rogu stały dwa wygodne fotele, we wzorze niemal takim samym jak ten na ścianie. Między nimi znajdował się okrągły stolik, oczywiście wykonany z drewna, na którym stał porcelanowy wazon z kwiatowym bukietem. Główną atrakcją było jednak ogromne łoże z baldachimem. Z solidnych belek zwisał złoty, zwiewny materiał. Pościel była oliwkowo-biała ze złotymi wykończeniami, a na środku tego, że łóżka siedział rozwalony jak flak Tomek. Jego jedna ręka przykuta została do łóżka — tak dla bezpieczeństwa — przez Czerwonego, który zostawił go samego, by zapewne umarł tu z nudy i głodu. Na odchodne Pan Czerwony powiedział, że przyjedzie za niedługo, by zabrać go do szefa. Jednak jak go nie było, tak go nie ma.
Jakżeby inaczej zabrano mu jego telefon, więc nie mógł nawet pooglądać fejsa czy insta. Musiał przy najbliższej okazji go zgarnąć, żeby napisać ojcu, że chyba jednak się spóźni na rodzinną kolację. Westchnął po raz setny ze znużenia.
Zirytowany czekaniem, popatrzył na swój nadgarstek, który powoli zaczynał go boleć przez opinające go kajdanki, a cała ręka niemal mu cierpła, przez niewygodną pozycję. Nie miał zamiaru czekać dłużej na jakieś zbawienie, które najwyraźniej nie miało nadejść w najbliższym czasie. Po lekkiej szarpaninie, która nie trwała więcej niż kilka sekund, ściągnął obręcz, uwalniając tym samym swoją zmaltretowaną dłoń. Rozmasował delikatnie obolałe miejsce i zwinnie wstał z miękkiego materaca. Przeciągnął się jak kot, przez co strzyknęło mi kilka kręgów, co przyjął z lekkim uśmiechem na ustach. Sprężystym krokiem ruszył w stronę drzwi, które nawet nie drgnęły, gdy pociągnął za klamkę. Ponowił próbę kilkakrotnie, lecz te dalej się nie otwarły. Przekrzywił głowę, patrząc się z rozbawieniem na zamek, który nie wydawał się dla niego wielkim wyzwaniem. Wsunął dłoń w kieszeń jeansowych spodni, gdzie znajdował się jego zestaw ratowniczy na czarną godzinę. Wyjął potrzebny mu przedmiot i dwoma sprawnymi ruchami uporał się z zamkiem. Ponownie złapał za klamkę i tym razem drzwi ładnie się przed nim otworzyły.
Szedł korytarzem, który był urządzony w starym, barokowym stylu. Nie do końca wiedział, gdzie dokładnie powinien się udać, by znaleźć wyjście z tej plątaniny korytarzy, dlatego postanowił zdać się na łut szczęścia. Dom okazał się ogromny. Zapewne był dużo większy od ich rodzinnego pałacyku, który swoją drogą był najstarszym zabytkiem na tym zadupiu, jak zawsze mawiał na rodzinne miasto Tomasz.
Nie potrafił zrozumieć, co takiego kręci jego ojca i innych kolekcjonerów w starociach. Zawsze było z nimi więcej kłopotu niż pożytku, a poza tym były zwykle strasznie drogie — nie żeby kiedykolwiek musiał przejmować się brakiem pieniędzy. Jego zdaniem nie były warte niebotycznej ceny, za którą on wolałby wybudować w posiadłości większe lotnisko lub tor wyścigowy. Wolał nowe rzeczy. Ich zapach i świadomość, że nikt wcześniej ich nie używał. Przy starych rzeczach miał zawsze wrażenie, że są one brudne i skażone. Nawet nie chciał myśleć, co się mogło z nimi dziać, czy co kto z nimi robił. Aż wzdrygał nieprzyjemnie na te myśli. Dodatkowo cały ten przepych powodował w nim pewien dyskomfort. Czuł się przytłoczony tymi wszystkimi kwiatami, drobnymi wzorami i obrazami, które były wszędzie. On wolał elegancką prostotę najlepiej minimalizm i stonowane kolory. Jakby miał porównywać jego nowoczesne mieszkanie, a ten pałacyk oraz jego rodzinny dom, to i tak zapewne wybrałby swoje przytulne gniazdko, w którym czuł się tak dobrze. I mógł je sobie remontować oraz zmieniać nie martwiąc się konserwatorami zabytków, czy innych ludzi.
Podczas tych rozważań udało mu się dotrzeć do ogromnych schodów, które prowadziły do wielkiego holu. Zszedł po nich powoli, rozglądając się ze znużeniem całemu bogactwu, które kipiało we wszystkich pomieszczeniach. Jego uwagę skradł ogromny malunek na ścianie, który po głębszej analizie okazał się wielkim obrazem, a nie fresk jak wcześniej zakładał. Musiał przyznać, że to robiło wrażenie. Nie mógł się nadziwić, że komuś chciało się malować taki wielki obraz oraz że znalazło się na nie płótno.
Malunek przedstawia ostro zakrapianą biesiadę na łące wysłanej polnymi kwiatami. Gdzieniegdzie rosły wielkie dęby, które dawały podpitym ludziom schronienie, przed bezlitosnym słońcem, które świeciło wysoko na niebie. Pod nimi było rozłożonych pełno koców, na których leżały owoce, mięsa i sery oraz dzbany z czerwonym winem. Roześmiane postacie tańczyły w skąpych strojach, piły, jadły lub pluskały się w płytkiej rzece, która swój początek miała w wysokich partiach gór.
Uśmiechnął się rozmarzony, gdy przypomniał sobie imprezę, którą zorganizowali na cześć powitania lata. Można powiedzieć, że było niemal tak samo, jak na obrazie. Pełno jedzenia i picia, a laseczki biegały podpite, kołysząc cycuszkami w skąpych bluzeczkach bez staników, a te bardziej pijane, przez co dużo odważniejsze, szybko pozbyły się skromnych bluzeczek, radując ślepia większości grona męskiego.
- Możesz mi powiedzieć, co ty tutaj robisz?- padło pytanie, które skutecznie odwróciło jego uwagę od przyjemnych myśli.
- Podziwiam — wskazał z karykaturalnym podziwem na malunek.
Czerwony chciał coś powiedzieć, lecz zawahał się i machnął jedynie na chłopaka ręką.
- Mój szef chce się z tobą widzieć. Idziemy. - Cierpliwie czekał, aż chłopak zejdzie ze schodów, na które się wdrapał podczas wpatrywania się w duży obiekt na ścianie. Już miał się odwrócić i prowadzić do gabinetu, gdy zobaczył kątem oka dziwny ruch.
Tomek poleciał jak długi na gangstera, gdy przeskakiwał kolejne schodki jego noga, zamiast napotkać opór, poleciała dalej w dół. Zatrzymał się dopiero na dużo większym mężczyźnie, a konkretnie na jego muskularnej klacie, która do mięciutkich nie należała. Jęknął z bólu w koszulę mężczyzny. Oczywiście Czerwonego to nawet nie ruszyło. Dalej stał tam, gdzie stał, nie przemieszczając się nawet o milimetr.
Kolejne sekundy mijały, a Tomek jak się uczepił, tak stał, co zaczęło już porządnie irytować jego wybawiciela.
- Możesz mnie już puścić?
- A jasne sory. - Odskoczył pośpiesznie, prostując się i chowając ręce za siebie.
- Idziemy.
Gdy tylko mężczyzna się obrócił i ruszył w dobrze mu znaną stronę, na twarzy czerwonowłosego pojawił się cwany uśmieszek. Podrzucił swoim telefonem i złapał go zaraz, by następnie napisać krótkiego SMS-a o treści: “Zacznijcie beze mnie. Wrócę późno :(“ i schował urządzenie do kieszeni swoich spodni. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo poszło mu z odzyskaniem telefonu. Jak miał być szczery, zakładał, że Czerwony oddał jego skarb temu całemu Szefuńciowi, ale okazało się, że ryzyko się opłaciło.
Weszli do pomieszczenia, które musiało służyć właścicielowi jako biuro. Przy ścianach stały masywne regały, na których były poupychane książki, różnej maści. W rogu stała wygodna kanapa i stolik kawowy, w innym zaś miejscu ogromny globus i kilka obrazów. Na środku zaś stało masywne biurko z ciemnego dębu, a za nim na skórzanym fotelu siedział najprawdopodobniej właściciel całej posiadłości.
Gdy szef całej tej ferajny podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do nowoprzybyłych, oczom Tomka ukazał się... Chińczyk na sterydach. Czarne włosy miał zaczesane gustownie do tyłu w modny sposób. Był nieźle opalony i naprawdę wysoki, jednak nie przewyższał wzrostem Czerwonego. Muskulaturą to chyba jednak się nie różnili. Przez myśl przeszło Tomkowi, że muszą być na tych samych proszkach.
Szefu poprawił gustowny granatowy garnitur i podał rękę na przywitanie, na co niebieskooki z lekką niechęcią odpowiedział.
- Jay Collins.
- Tomasz Łęcki.
Uścisk był silny, tak samo, jak szorstkie dłonie, które nie były chętne, żeby go puścić. Skonsternowany Tomek zmarszczył brwi i przeniósł wzrok ze swojej maltretowanej dłoni do twarzy nowo poznanej osoby. Czarne jak węgiel oczy wpatrywały się w niego jak na podwójnego cheeseburgera z dwoma ekstra sosami, zestawem frytek i kubełkiem lodów. To nieco przestraszyło chłopaka, któremu jakoś udało się wyszarpać rękę z uchwytu.
Jay uśmiechnął się jedynie kącikiem ust na nagłą reakcję i zaproponował najmłodszemu, by usiadł w fotelu naprzeciwko biurka.
- Derek możesz odejść.
Czerwony jedynie skinął lekko głową i odszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Tomkowi jakoś niespecjalnie się to podobało.
- Mam nadzieję, że jest Pan mądrym mężczyzną Panie Łęcki — odezwał się całkiem poprawną polszczyzną gospodarz — i będzie Pan chętny do współpracy.
Azjata rozpiął marynarkę i usiadł na fotelu obok Tomasza, przybierając luzacką pozę, założył nogę na nogę i ponownie wbił wzrok w swojego rozmówcę. Czerwonowłosemu nie umknął fakt, że spod granatowej garderoby, wystaje ciemny pistolet, który raczej zabawkowy nie był.
__________________
Pan Made in China maglował Tomka już drugą godzinę. Początkowo miał nadzieję, że dowie się czegoś na temat grupy, która próbowała go okraść. Szybko jednak zorientował się, że chłopak naprawdę wplątał się w całą sprawę przez przypadek, dlatego ich rozmowa zaczęła zbaczać na bardziej prywatne rejony. Rejony, które interesowały go dużo bardziej.
Łęckiego zaś zaczynały już nieźle irytować. Był głodny i niewyspany, a migrena — czytaj kac — dalej o sobie przypominała. Chciał wrócić do domu zjeść coś porządnego i położyć się spać, a nie odpowiadać na pytania typu: „Czy miał już kiedyś chłopaka?” Oczywiście, że nie miał, skoro przez całe życie uganiał się za spódniczkami.
- Jesteś analną dziewicą? - Zapytał Azjata z kamienną twarzą, Tomek za to już nie wytrzymał.
- Długo jeszcze masz zamiar zadawać mi te durnowate pytania — podniósł głos. - Nie mam zamiaru tu z tobą siedzieć. Mam już plany i chcę wrócić do domu.
- Ależ ja Pana nie zatrzymuje. - Powiedział to ze sztucznym zdziwieniem, spowodowanym „niesłuszną” insynuacją rozmówcy.
-Czyli, że mogę już iść? - Zapytał się ze sporą dozą rezerwy wobec gospodarza.
- Oczywiście, że możesz opuścić posiadłość w każdej chwili, ...
- Ale. - Powiedział w myślach Tomek.
- … ale pod jednym warunkiem. - Collins uśmiechnął się niewinnie, wywołując ciarki na całym ciele młodszego mężczyzny. Dla niego wyglądał on jak prawdziwe wcielenie szatana, a nie niewinna minka aniołka. Aż wstrzymał na dłuższy moment oddech, bojąc się wykonać najmniejszy ruch i czekał na dalsze słowa. - Oddasz mi swój pierwszy raz.
- Co? - zamrugał zdezorientowany rzęskami jak nieświadoma dziewica.
- Powiedziałem, że możesz wyjść nawet teraz, jeśli oddasz mi swój pierwszy raz z facetem.
Pierwszy raz w życiu najzwyczajniej w świecie opadła mu kopara i nie wiedział, jak ma się zachować. Szok powoli zaczął mijać, lecz dalej miał mętlik w głowie.
Wstał szybko i wymierzył w swojego oprawcę palcem wskazującym.
- O co ci chodzi koleś? Nic wam nie zrobiłem i chce iść najzwyczajniej w świecie do domu.
- Przecież ci tego nie zabraniam. - Zaśmiał się, widząc dziwaczną minę, którą uraczył go jego rozmówca. Podniósł się powoli, poprawiając automatycznie marynarkę i ruszył powoli w stronę chłopaka.
Tomek, widząc ten ruch, zaczął się powoli cofać, jednak już po paru krokach napotkał przeszkodę w postaci masywnego biurka. Widział niecny uśmiech, który poszerzał się na przystojnym pysku chińczyka i nie potrafił znaleźć jakiegoś racjonalnego rozwiązania, by wyjść z tej chorej sytuacji cało. Jedynym pomysłem, który wydał mu się całkiem niezłym, była ucieczka od tego dziwnego kolesia. Jednak Collins przewidział jego odwrót taktyczny i jednym szybkim ruchem uwięził go między swoimi ramionami a drewnianym meblem. Było to tak gwałtowne, że czerwonowłosy z przestrachu podskoczył i wylądował na dębowym blacie. Kilka teczek i papierów poleciało przez to na ziemię, jednak żaden z nich się tym nie przejął.
- Czyżby się pan czegoś wystraszył Panie Łęcki? - Jay pochylił się bliżej swojej ofiary, która nie ruszyła się nawet o milimetr. - Obiecuję, że nie gryzę... - przejechał nosem po gładkiej porcelanowej szyi, delektując się jej gładkością — bardzo mocno. - Dokończył, pokazując zęby w złośliwym uśmiechu.
Tomek obudził się jakby z letargu i starał odsunąć się na tyle, na ile pozwalała pozycja, w której się znalazł. Zwrócił twarz, ku brunetowi z myślą, że da mu w pysk i sobie pójdzie, jednak jego plan odszedł gdzieś daleko, gdy tylko jego spojrzenie spotkało się z drugą parą, wpatrzonych w niego patrzałek. Był w nich ogień, który rozpalał i pochłania go całego. Tomek wiedział, że powinien uciekać, jednak było już za późno.
Silna dłoń przyciągnęła go za kark do pełnego dominacji pocałunku, a on jedynie mógł złapać poły marynarki i zacisnąć je z całej siły. Soczyste usta ocierały się o te jego, zgniatając je przyjemnie. Nie musiał długo czekać. Zaraz później do zabawy dołączył ciepły i śliski język, chcący wślizgnąć się do jego zaciśniętych ust, które otworzyły się samowolnie, gdy Collins pociągnął za jego włosy, odchylając mu brutalnie głowę. Długi organ badał ciepłe wnętrze i zachęcał swojego kolegę do zabawy. Ten początkowo nieśmiało odpowiadał, lecz szybko zaczął się rozkręcać. Jęknął głośno w usta mężczyzny, gdy ten ugryzł go w język, a później zaczął ssać bez opamiętania.
Jay rozłączył ich usta i złożył na opuchniętych od ssania wargach kilka soczystych całusów. Uśmiechnął się, gdy zobaczył obraz istnej rozpusty. Niebieskie oczy chłopaka były zamglone od przyjemności, usta zaróżowione i opuchnięte, a z kącika ściekała strużka śliny, którą starł koniuszkiem kciuka. Położył dłoń na rumianym policzku i nachylił się po raz ostatni nad chłopakiem, by wyszeptać mu do ucha:
- Dobrze się zastanów nad odpowiedzią. - Wyprostował się i odsunął na krok, przez co długie palce puściły drogi materiał, który zaraz został wygładzony i poprawiony. - Doprowadź się do porządku, za chwilę przyjdzie Derek i odprowadzi cię do twojego tymczasowego pokoju. - Powiedział już normalnym głosem i wyszedł, zostawiając Tomka z mętlikiem w głowie.
Odetchnął, drżąc z podniecenia. Nie chciał wiedzieć, co się właśnie wydarzyło i dlaczego jego zdradzieckie ciało zareagowało w taki, a nie inny sposób. Wytarł usta, lecz opuszki palców zatrzymały się na czerwonych wargach, a wszystko ponownie do niego wróciło. Ten męski zapach, silne i władcze dłonie. Czerwony rumieniec pogłębił się od wspomnianej chwili zapomnienia.
- Koniec. - Klepnął się mocno w policzki, by wybudzić się z tego dziwnego letargu. Zsunął się z biurka na galaretowate nogi, nie pamiętał nawet, jak do gabinetu wszedł Czerwony i kazał mu za nim iść. Był jak jakieś zombi.
Gdy został sam w pokoju, runął jak długi na wielkie łóżko i zakrył dłońmi czerwone ze wstydu lica.
- Zachowałem się jak jakaś dziewica — zawył w dłonie. - Co za wstyd. - Lamentował.
Collins wywoływał w nim pragnienia i zachowania, które nie były dla niego normalne. Było to z jednej strony straszne z drugiej jednak fascynujące. Nie miał jednak ochoty przekonywać się, co stanie się przy następnym spotkaniu i za nic w świecie nie miał zamiaru zgodzić się na te śmieszne warunki. Napisał SMS-a do Krysi, by po niego przyjechała, a następnie podniósł się z łóżka i z rozmachem otworzył okno.
- Pierwsze piętro, czyli nie tak źle — pomyślał.
Nie myślał, tylko działał. Wyskoczył jednym sprawnym skokiem i wylądował z gracją na miękkiej, zielonej trawie. Nie czekał na gwiazdkę z nieba, tylko od razu zaczął biec w stronę ogrodzenia.
- Pewnie nawet się nie domyśli, że sobie poszedłem. - Pocieszał się w myślach. - A jak nie, to może po tygodniu zapomni o moim istnieniu. - zaśmiał się głupio, wierząc w swoją teorię. A przynajmniej próbując w nią uwierzyć.
Telefon zawibrował i wydał cichy dźwięk, oznajmiając przyjście wiadomości. Tomek mógłby sobie dać rękę uciąć, że to wiadomość od Krystyny, że właśnie na niego czeka. Sprawnie przeskoczył przez ogrodzenie i złapał za telefon, by odebrać wiadomość. A właściwie dwie wiadomości. Pierwsza była do Krysi. Pisała w niej, że będzie za pięć minut. Druga zaś do „Kochany Jay <3”.
- Kto to niby „Kochany Jay”? - zastanawiał się na głos.
Nacisnął na ikonę, aby wyświetlić wiadomość i aż przystanął, widząc jej treść.
” Rozumiem, że wraz z opuszczenie posiadłości zgodziłeś się z moją propozycją i przyjąłeś jej warunki. Odnośnie do wszystkich szczegółów, skontaktuj się z tobą osobiście.
PS Pozwoliłem sobie zapisać mój numer. Radzę ci go nie usuwać :)
Jay ”
- Chyba pierwszy raz w życiu mam przesrane.
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo mnie ucieszyło pojawienie się nowego rozdziału i więcej chce... a co do rozdziału to cudo i majstersztyk, opisy cudowne aż można sobie wyobrazić wszystko... ojć tą ucieczką zgodził się na tą propozycje...
malutkie wyjaśnienie 11 listopada wyjeżdżam i najprawdopodobnie mnie nie będzie do końca miesiąca więc gdybym nie skomentowała rozdziału to nie martw się po prostu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia
Dzięki za komentarz i dodam tylko, że cieszy mnie każda aktywność i raczej nie jestem, jak jakaś Karyna i nie będę zaraz krzyczeć "czemu mi nie odpisujesz, jak ja ci tu napisałam!". 😂😂😂
UsuńMam nadzieję, że absurdy w opowiadaniu nie drażnią czytelnika. Pamiętam, że w zamyśle to opowiadanie miało być proste, śmieszne i absurdalne, dlatego będę się trzymała tej wersji.
Co do kolejnego rozdziału to nie wiem kiedy się pojawi... Albo napisałam tylko 6 części albo przepadły i zostały mi tylko zarysy w formie papierowej.
A wena... przyda się XD
Dzięki za komentarz i motywację. Życzę udanego wyjazdu i pozdrawiam o(* ̄▽ ̄*)ブ
Hejka,
OdpowiedzUsuńkochana, co tam u Ciebie słychać? czy wszystko w porządku u Ciebie? bo ja czekam na następne rozdziały...
weny, czasu, chęci, pomysłów i motywacji życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Jestem zaskoczona, że ktoś tu zagląda. Zapomniałam o opowiadaniach i blogu, ale skoro ktoś chce więcej, to może się jednak zmotywuje i skończę "Śladami Czerwieni".😆😅
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńhaloooo! Jest tu ktoś? od jakiegoś czasu sprawdzam czy coś zostało dodane... mam nadzieję, że zmotywuje cię do pisania kolejnych rozdziałów ;) czekam na kolejne części i liczę że nie porzuciłaś pisania...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zmotywowałaś moją leniwą pupę do pisania.
UsuńPostaram się coś napisać i dodać.😏
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkochana jaką wielką mi niespodziankę zrobiłaś... i liczę że naprawdę zmotywuję Cię do pisania ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńkochana zaglądam tutaj co jakiś czas i och nawet nie wiesz jak mnie cieszy ta informacja, bo ja czekam opowiadanie jest fantastyczne...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego w Nowym Roku kochana...
ja zaglądam tutaj, bo zrobiłaś mi wielką nadzieję na kontynuacje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkochana tęsknię bardzo tęsknię choć się odezwij proszę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej Aga ^_^ Mam nadzieję, że nowe rozdziały na blogu cię pozytywnie zaskoczą. Dziękuję za wenę.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, niesamowite opisy można było sobie wszystko to z łatwością wyobrazić... no no ma przesrane ucieczką powiedział "tak"
kochana ja wciąż tu zaglądam w nadzieji...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńkochana, kochana ja wciąż tu zaglądam;)
wszystkiego dobrego w Nowym Roku
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję Basiu, za twoją obecność. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały wynagrodzą twoją wytrwałość. Jeszcze raz dziękuję za wsparcie i wenę ^_^
Usuń