5$ Śladami Czerwieni

W następnym rozdziale powracam z normalnym pisaniem >_<. Mam nadzieję, że się cieszycie i jakoś dajecie radę przez to przebrnąć. Ja np nie mogę się nadziwić ile kiedyś robiłam powtórzeń.




Czerwona kałuża


Ciąg dalszy perspektywy Tomka.

Jezu! Kto wyłączył światło? I dlaczego napierdziela mnie głowa, jak po całonocnej libacji alkoholowej? To była pierwsza, a raczej pierwsze dwie myśli, nawiedzające moją biedną mózgownicę.
- ... to nie był zbyt dobry plan.Chyba nie myśleliście, że tak łatwo pójdzie wam okradanie naszego szefa. Myśleliście, że nikt się nie zorientuje.
Chłód bijący przy wypowiadaniu tych słów, mógłby zamrozić całą Afrykę rozwiązując tym samym problem tamtejszego braku wody. Tamtejsi ludzie nie musieli by patrzeć na ciągłą monotonię przyrodniczą i klimatyczną. Dzieci mogłyby się bawić lepiąc bałwana czy rzucając śnieżkami. Dla wszystkich byłby bezpłatne lodowiska i lody na patyku o smaku kaktusa. O tak! I świat byłby lepszy! Nie byłoby wojen bo ludzie mieliby co robić, dzieci nie chodziły by głodne bo miałyby lody i w końcu wyginęły by te ohydne robale....
Jak mocno musiałem dostać w łeb, że tak gadam od rzeczy. Załamujące.
-Jesteś idiotą i nic nie wartym śmieciem. Możesz mnie zabić, ale to i tak nie przywróci ci rzeczy, które ukradliśmy.- mój wewnętrzny monolog został przerwany przez jazgot Rozi.
Ach... Była taka piękna, z ciałem bogini i dwoma wielkimi atutami. Niemal idealna, gdyby nie ta wielka skaza, którą było to jej krzyki serialowej Japonki. Osoby, które przynajmniej raz w życiu widziały jakieś japońskie romansidło (nie pytajcie, to straszne czasy) pewnie zauważyły, jak kobiety tam zamiast mówić normalnie do drugiej osoby (Gdy ona oczywiście stoi zaraz obok niej) drze się, jak jakiś typowy Seba do kolegi z dwunastego piętra, żeby rzucił piłkę. Roz brzmiała teraz zupełnie tak samo.Och... irytujące! Czy ona może się zamknąć?! Ludzie tu cierpią.....
- Dobrze schowaliśmy wszystko! Będziemy pławić się w bogactwie, a ty nic nie będziesz mógł nam zrobić. Poza tym beze mnie nie odzyskasz, ani jednej straconej rzeczy, więc jestem dla was zbyt cenna.- Mówiła pewnie tym irytującym głosem.
Podczas jakże interesującego wywodu cudnej piękności, mi znudziło się leżenie na tym zimnym betonie. Sznur, którym ktoś oplótł mnie, jak świąteczną choinkę, uwierał i irytował. Nie pozostało mi  nic innego jak go ściągnąć, nie było to też dla mnie nic trudnego.
Uwolniony, w końcu mogłem pozbierać swoje cztery litery z ziemi i usadowić się na całkiem miękkiej, choć brudnej sofie, która była nielicznym meblem w tym dziwnym miejscu przypominającym magazyn. W pomieszczeniu było brudno i pizgało jak cholera, jak w jakiejś chłodni. Ze ścian odpadał tynk, a szyby w oknach były powybijane albo brudne. Pod ścianą stało kilka zniszczonych szafek, a środku jakieś biurko z drewna i stół, który był otoczony krzesłami.
Podczas, gdy ja podziwiałem wystrój pomieszczenia, przedstawienie pomiędzy tą dwójką dalej trwało. Czułem się jakbym  oglądał brazylijską telenowelę. Odcinek 3641, tylko popcornu mi brakowało i może jakiejś coli.
Zajęci sobą nawet nie zwrócili uwagi na moją zmianę położenia. No cóż, spostrzegawczy to oni nie byli.
Siedząc wygodnie, mogłem przyjrzeć się facetowi, z którym rozmawiała waleczna Roz. To do niego należał ten milusi głos. Pomimo słabego światła widziałem go doskonale. Była to ta sama osoba, która do mnie dzisiaj w nocy strzelała. Ubrany w kosztowny czarny garnitur i czerwony krawat, który najbardziej utkwił mi w pamięci z wczorajszych wydarzeń. Gościu musiał ostro ćwiczyć, bo nawet przez garniak było widać jego potężną posturę. Co do jego twarzy, jak dla mnie był raczej przeciętny. Choć jego blond kłaki i czarne oczy dodawały mu urody. Jestem pewien, że żadna laska by mu nie odmówiła
-Pewnie za niedługo moi ludzie mnie stąd wyciągną - z letargu wyrwały mnie słowa dziewczyny.
-Rozi, Rozi, Rozi- mówił z udawaną czułością, którą tylko debil by nie wyczuł z tonu Czerwonego - muszę cię rozczarować. Nikt po ciebie nie przyjedzie.- mówiąc to wstał i zaczął się powoli zbliżać do klęczącej na podłodze dziewczyny.- Chyba nie słuchałaś mnie uważnie. Myślisz, że dałbym okradać naszego szefa i pozostawić przy tym bezkarnie złodzieja. Zostałaś tylko ty kochana i twój chłoptaś z tego całego gangu złodziejaszków. Reszta już dawno zwiedza piękne dno polskich akwenów wodnych lub wącha kwiatki od spodu. Co do skradzionych rzeczy, to moi ludzie już dawno odzyskali większość waszych łupów, więc nie jesteś mi do niczego potrzebna. Ty nie jesteś jakoś specjalnie rozmowna, a twój kochanek pewnie ma wiele do powiedzenia. Poza tym myślę, że spodoba się on szefowi, zatem na pewno wszystko nam wyśpiewa.
Czerwony pogłaskał, na zakończenie swojego monologu, dziewczynę  z udawaną czułością. Kobieta straciła całą pewność siebie, którą jeszcze chwilę temu niemal cała emanowała. Zdesperowana zaczęła coś krzyczeć, zrzucając maskę opanowania i gracji, za którą podziwiałem dziewczynę. Krzyki Roz zaczynały powodować u mnie coraz większy ból głowy, który stawał się niemal nie do wytrzymania.
Jezu, niech ktoś nią wyłączy, albo chociaż ściszy!
Moje modlitwy zostały wysłuchane, bo po chwili usłyszałem świst powietrza, a następnie Rozalia ucichła i to ... chyba na wieki. No cóż, nie o to do końca mi chodziło, ale przynajmniej moja głowa już nie cierpi.
Mężczyzna schował broń i zwrócił się do dwóch ludzi, na których wcześniej nie zwróciłem uwagi.Byłem niemal pewien, że to ci sami goście z wczoraj.
-Zadzwońcie do czyścicieli, żeby posprzątali ten syf.
Widocznie syfem była Roz, a raczej jej ciało, z którego krew lała się tworząc czerwoną kałużę. Jakoś tak niespecjalnie zrobiło mi się smutno na myśl, że przed moimi oczami zginął właśnie człowiek. Patrzałem na jej ciało z całkowitą obojętnością. Jedyne czego żałowałam to strata mojego cennego czasu, który został zmarnowany na laskę której i tak nie przeleciałem.
Swoją drogą zeżarłbym sobie coś, może jakiegoś kebsa, albo pizze. Na samą myśl o jedzeniu mój brzuch zaczynał grać serenady, upominając się o wspomniane jedzenie.
- Ignacy? Co mamy zrobić z chłopakiem?
Gdy padło to pytanie z ust tego mądrzejszego bandziora, wzrok całej trójki zwrócił się na moją skromną osóbkę. Niezwiązaną i wygodnie siedząc sobie na sofie postać. Jak tak teraz na nich patrzę to idioci nawet by się nie zorientowali, gdybym sobie ładnie poszedł na spacerek do domu. Jakbym nie był taki leniwy i wiedziałbym gdzie jestem pewnie bym to zrobił, a tak teraz muszę głodować w jakimś magazynie z bandą debili i zwłokami.
-Możecie mi powiedzieć, dlaczego chłopak nie jest związani?
W chwili kiedy dwójka goryli mnie zobaczyła ich miny zaczęły mi przypominać mordę kota srającego na pustyni. Bezcenny widok.
Goryle chciały się jakoś tłumaczyć lecz z ich mamrotania nie tylko ja, ale i Czerwony nic nie zrozumieliśmy. Popatrzył tylko na nich, jak na debili, którymi oczywiście byli i kiwnął głową w moją stronę.
-Zakujcie go. Jeden z was zostaje tutaj dopóki nie przyjadą czyściciele, a drugi jedzie ze mną.- widząc, że inteligenci się nie ruszają chyba zaczął tracić do nich cierpliwość.- Czekacie na jakieś specjalne zaproszenie, czy mam wam pomóc się ruszyć!?
Speszeni i przestraszeni podwładni Czerwonego chyba nie chcieli jego pomocy, bo jeden z goryli podszedł do mnie ostrożnym i niepewnym wzrokiem wyciągając w tym samym czasie kajdanki, którymi zamierzał mnie skuć. Było mi prawie szkoda biedaczka, więc wstałem z sofy - strasząc jeszcze bardziej chłopaka i wyciągnąłem ładnie rączki, żeby mógł mnie ładnie skuć.
- Będziesz grzeczny i ładnie z nami pójdziesz do samochodu, czy potrzebujesz zachęty?- Padło raczej retoryczne pytanie ze strony Czerwonego, przy którym postukał w swoją broń, wyraźnie pokazując mi tę zachętę.
- Jeżeli nie będę musiał jechać jakimś badziewnym Volkswagenem, to nie ma żadnych zastrzeżeń. Ikona polskiej cebuli, a nie motoryzacji.
Pomimo, że Czerwony nic nie powiedział, widziałem jego delikatny uśmiech, gdy tylko padły moje słowa w postaci raczej niepotrzebnej odpowiedzi na jego pytanie. Ruszyłem za mężczyzną, który kierował się do wyjścia z magazynu, a za mną jak cień podążała moja obstawa. Pilnując, bym nie zgubił drogi podczas tej skomplikowanej wędrówki, którą była prosta ścieżka do wielkich drzwi magazynu.
Gdy tylko wyszedłem z budynku dostałem po ślepiach od kochanego słoneczka, które świeciło dzisiaj jak nienormalne. Szybko zamknąłem oczy, by następnie zamrugać - jak jakaś niewiasta, aby przyzwyczaić się do jasności panującej na dworze i odpędzić powstałe łzy.
Wielki Land Rover stał zaraz przy wyjściu więc nie musiałem się jakoś specjalnie wysilać i bawić w jakieś wycieczki po lasku, który  jak się okazało otaczał cały teren dookoła magazynu.
Przed wejściem do samochodu zatrzymał mnie Czerwony, żeby zasłonić mi oczy jakąś szmatą niewiadomego pochodzenia. Ładnie dałem się związać, ale coś czułem, że ta szmata długo na moim pyszczku nie zawita. Gdy tylko szmata zasłoniła mi oczy zaczęła mnie drapać i uciskać, denerwując tym bardziej niż kierowcy peugeot'a.
Goryl ładnie otworzył mi tylne drzwi, jak jakiejś princesce, więc mogłem wsiąść do samochodu z minimalną pomocą wielkoluda, aby nie przyrżnąć niepotrzebnie głową. Chyba nikt z tych oprychów nie dbał o zapięcie pasów, bo nie minęła chwila i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
Podróż była nudna. Mógłbym powiedzieć, że cholernie nudna i irytująca. Nadgarstki zaczynały mnie boleć od tych głupich kajdanek, opaska irytowała, muzyka grała za cicho i byłem strasznie głodny. Tak więc postanowiłem zdjąć to cholerstwo. Podobnie jak z tamtym sznurkiem zajęło mi to chwilę, podczas której moi porywacze oczywiście niczego nie zauważyli. Rozmasowałem bolące i lekko otarte nadgarstki oraz zdjąłem opaskę. Wszystko ładnie rzuciłem na podłogę i pochyliłem się, opierając na fotelu kierowcy.
- Możesz pogłośnić muzykę?
Zadane pytanie spowodowało, że moi porywacze spojrzeli na moją skromną osobę jak na jakiegoś kosmitę. Czerwony gwałtownie zahamował na środku drogi, by ponownie dołączyć do kolegi patrzącego na mnie z niedowierzaniem. Oboje szybko wycelowali we mnie swoimi giwerami i na tym się skończyło. Przeciągająca się cisza i ich głupi wzrok zaczął mnie irytować.
-Przepraszam czy ja mam coś na twarzy?
Moje pytanie było dla nich jak jakiś przycisk resetu, bo zaraz się odwiesili.
- Dlaczego go rozkułeś?!- wrzasnął na cały samochód i pewnie nie tylko samochód, Czerwony na swojego podwładnego, który aż odskoczył ze strachu.
Biedaczek znowu próbował coś wyjaśnić Czerwonemu, ale z jego dzioba, który układał się jak u ryby na brzegu, nie wyszedł żaden najcichszy dźwięk. Znów zirytowany sam stwierdziłem, że odpowiem na nurtujące go pytanie, a raczej na wyjaśnienia odnośnie mojego uwolnienia z żelastwa i brudnej ściery.
-Spokojnie Panie Czerwony, ale to nie ten inteligent mnie rozkuł, bo cały czas podziwiał sarenki w lasku za oknem. To byłem ja, bo kajdanki mnie uwierały, a szmata drapała, więc stwierdziłem, że se je ściągnę.
No i znów zostałem obdarzony myślicielskim wzrokiem przez obu panów lecz Czerwony szybciej przetworzył dane. Za to mięśniakowi wyskoczył chyba właśnie jakiś error, bo biedaczek nawet nie zauważył, że mu się kopara z wrażenia otworzyła.
- Jak to "tak se"je ściągnąłeś?
- No, normalne.
- I te sznury, którymi byłeś związany też "tak se" odwiązałeś?- zapytał z podniesioną brwią, patrząc na mnie jak na jakieś ciekawe skamieliny.
- Nie moja wina, że jakiś pajac obwiązał mnie jak jakaś choinkę. Pięciolatki lepiej wiążą od tego bałwana, który mnie wiązał.- odezwałem się oburzony w głębi duszy lecz odpowiedziałem im spokojnym głosem.
Czerwony opuścił broń mówiąc do mnie:
- Jak nie będziesz się zachowywał to dostaniesz kulkę w łeb. Rozumiesz?
- Będę grzeczny. To jak dasz głośniej, bo fajny kawałek leci?
Mężczyzna pokiwał tylko w geście załamania i pogłośnił muzykę. Dalsza podróż minęła mi już całkiem przyjemnie lecz do pełni szczęścia przydało by się jakieś jedzonko, ale nie chciałem już denerwować kierowcy. Ceniłem swoje życie, a widziałem, że biedaczek jest już na skraju wyczerpania nerwowego, oczywiście przeze mnie.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ale się wpakował uznają, że brał udział w kradzieży, ale pieknie sam sie uwolnił... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz