Nie jestem Harry! 3
Henry siedział sobie wygodnie na sofie, rozłożony na niej jak flak. Gapił się właśnie na ekran telewizora, gdzie leciał jakiś głupi serial. Oglądał go niemal codziennie z jego tymczasową ciotką. Popijali przy tym herbatkę z odrobiną mleka, jak na prawdziwych angoli przystało i zajadali kawałkiem serniczka upieczonego z samego rana przez kobietę. Chociaż chłopak zgłaszał się do pomocy przy pieczeniu, ta wyrzuciła go zawsze z kuchni, bo jej zdaniem więcej psuł, niż jej pomagał. A z ciasta zwykle wychodził zakalec. Dlatego też wolała piec sama, chociaż przy gotowaniu normalnych posiłków, przyjmowała jego pomoc. Dawała mu zwykle coś do krojenia czy do potarcia. Coś, czego nie da się popsuć, a przy tym chociaż trochę nią odciąży, nie wyrządzając przy tym dużych szkód.
- Jak on mógł — sapnęła, zszokowana kobieta. - Przecież Krista miała wziąć ślub z Alanem. A ponoć tak kochał Juliette. - Przeżywała, całkowicie pochłonięta serialem.
- Wiedziałem, że John zdradzi. To było po nim widać już dziesięć odcinków temu — mruknął, zajadając ciasto.
- No ale myślałam, że się opamięta! Przecież Juli to taka cudowna kobieta — wytarła łezkę z kącika oka. - Jak śmiał jej to zrobić, po stracie jej rodziców. Przecież ona już tyle złego przeżyła. A myślałam, że w końcu zazna szczęścia.
- Po prostu nie zasługiwał na nią — skwitował. - Krista też pewnie go zostawi, bo Alan jest całym jej światem. Może na początku będzie zły, ale w końcu jej wybaczy. No, chyba że Lili w końcu odważy się wyznać mu swoje uczucia.
- No w sumie Lili ma duże szanse u niego, bo przecież kochał się w niej już, kiedy mieli po jakieś ... dziesięć lat - zamyśliła się, przypominając sobie poprzednie odcinki. - Tak wydaję mi się, że dziesięć. - Petunia upiła kolejny łyczek herbaty, nie odrywając wzroku od telewizora.
- No ale pamiętaj, że w Lili kochają się bliźniacy Thomas i młoda Linda, która już nawet zdążyła skraść pocałunek Lili na balu dobroczynnym. - Henry nalał do ich filiżanek odrobiny herbaty, którą już zdążyli wypić. Podgrzał nią magicznie i dolał im kapkę mleka. Podał starszej kobiecie naczynie, które przyjęła z wdzięcznością i usiadł po turecku na kanapie.
- Jak dla mnie Linda nie ma u niej szans, tak samo, jak starszy bliźniak. Chociaż gdyby Dominik wpadł w jej oko — zamyśliła się. - On wydaje się dla niej odpowiedni.
- Kochani, już jestem. - Zabrzmiał głos Vernona, który właśnie wrócił z pracy.
Ściągnął swoje buty w korytarzu i założył szybko swoje kapcie. Para oglądająca swój serial, nawet nie zwróciła uwagi na przywitanie mężczyzny, dlatego też wolnym krokiem powędrował do salonu, skąd słyszał ich zaciętą rozmowę. Przystanął koło sofy, przyglądając się akcji na ekranie.
- Dlaczego Krista płacze? - Zapytał zaciekawiony, dziwnym zwrotem akcji. Jeszcze wczoraj, gdy oglądał urywek tego telewizyjnego tasiemca, kobieta był przeszczęśliwa z powodu ślubu z ukochanym.
- Zdradziła Alana z Johnem i teraz bardzo tego żałuje. - Przełknął szybko kawałek sernika, zanim odpowiedział wujowi.
- A John nie był z Juliette? - zapytał zdziwiony takim zwrotem akcji.
- No właśnie. Był. Zerwała z nim, jak nakryła go w łóżku z tą całą Kristą. Chciał do niej wrócić, ale się nie zgodziła. - Odpowiedziała mu żona, nie odrywając wzroku od swoich bohaterów.
- I bardzo dobrze. Od razu wiedziałem, że z tym chłopakiem jest coś nie tak.
- Witaj kochanie.
- Cześć wujku.
Powiedzieli na raz kinomaniacy. Zreflektowali się szybko za brak wcześniejszego przywitania. Kobieta pocałowała męża w policzek, a Henry został poczochrany po włosach przez otyłego mężczyznę, który usiadł koło niego i nalał sobie herbaty. Oglądali razem do końca burzliwy odcinek, komentując go co chwilę. Wraz z rozpoczęciem się piosenki końcowej, Petunia głośno westchnęła. Była lekko zirytowana, że na kolejny odcinek będzie musiała poczekać aż do poniedziałku i dopiero wtedy dowie się, co tak naprawdę kierował Johnem, że zdradził swoją ukochaną. Z końcówki odcinka można było wywnioskować, że sprawa nie była taka prosta, jak wcześniej im się wydawało. Wstała z sofy, poprawiając swoją kwiecistą sukienkę.
- Dobrze kochani. Dudley za chwilę powinien przyjść, więc możemy już ruszać do stołu. - Jak na potwierdzenie jej słów, otworzyły się drzwi wejściowe, przez które wszedł chłopak. - Dobrze. Skoro już wszyscy jesteśmy, proszę umyć łapki i zapraszam do stołu. - Pogoniła męskie grono.
Wszyscy posłusznie wykonali prośbę pani domu i już po chwili siedzieli przy nakrytym stole, gdzie podane były kolorowe potrawy. Dietetyczne dania zachęcały do jedzenia swoim zapachem, więc wszyscy — a raczej, prawie wszyscy — zaczęli nakładać sobie sałatkę oraz gotowanego na parze dorsza na talerze. Tylko Dudley patrzał na potrawy ze zgrozą i obrzydzeniem. Skrzywił się brzydko, gdy nabrał odrobinę trawy dla królików i dziwnego mięsa. Już po pierwszym kęsie gotowanej ryby myślał, że zwymiotuje. Sałaty nawet nie chciał dotykać.
- Mamo, dlaczego musimy to jeść — zapytał oburzony.
- Kochanie nie zadawaj głupich pytań. Przecież dobrze wiesz, że ojciec jest na diecie i wszyscy go wspieramy. - Zagoniła syna, delektując się delikatnym mięsem. - Twojemu tacie udało się już zgubić pięć kilogramów. - Kobieta uderzyła kilkakrotnie dłońmi, bijąc brawa mężowi.
- Wujku jesteś super — podniósł kciuk w geście podziwu, żując rukolę.
Mężczyzna wyprostował się połechtany tymi komplementami. Początkowo dieta była dla niego katorgą, lecz teraz już się do niej przyzwyczaił. Zresztą tak samo, jak do krótkich treningów i wieczornych spacerów, podczas których towarzyszyła mu małżonka. Wspierała go razem ze swoim siostrzeńcem, jak mogli, za co był im bardzo wdzięczny. Tylko jego syn co chwilę psioczył, irytując go tym zachowaniem.
- Gadacie głupoty, tacie nie jest potrzebna ta dieta od siedmiu boleści tak samo, jak mi. Chce zjeść coś normalnego, a nie cały czas tę trawę bez smaku.
- Jak dla mnie jedzenie, które przygotowała ciocia, jest pyszne, a ty wujku wyglądasz o wiele młodziej i przystojniej bez tych kilku zbędnych kilogramów. Dieta ci służy.
- Ciebie nikt o zdanie nie pytał dziwolągu — warknął wrogo do kuzyna, napinając się jak wściekły pies gotowy do ataku.
- Masz się w tej chwili uspokoić gówniarzu! - zgonił syna, uderzając przy tym pięścią o stół. Wszystkie naczynia podskoczyły, by następnie upaść z głośnym trzaskiem na swoje miejsce. - Przeproś swojego kuzyna i matkę. Całymi dniami nam gotuje, a ty tego nie doceniasz. Powinieneś brać przykład z Harry’ego.
- Przecież to jest głupie dziwadło — skierował oskarżycielsko palec na rówieśnika. - Musiał was jakoś zaczarować, bo nie zachowujecie się normalnie. Powinien trafić do zamkniętego zakładu dla takich odmieńców jak on.
- W tej chwili przestań. Jak śmiesz obrażać Harry’ego. To taki dobry i uczynny chłopak. Zawsze nam pomaga i tak bardzo wspiera twojego ojca. Nie to, co ty — fuknęła na syna blondynka. - Jeżeli nie potrafisz się zachować przy stole, proszę iść do swojego pokoju.
- No ale … - próbował jeszcze coś dodać.
- Żadne, ale. Skończyłam z tobą rozmawiać. Idź i przemyśl swoje postępowanie.
Chłopak wpatrywał się w swoją rodzicielkę oniemiały, lecz szybko otrząsnął się, z doznanego szoku. Obrażony na cały świat cisnął chusteczkę na stół. Rzucając wściekłe i pełne wyzwania spojrzenie kuzynowi, które ten przyjął z czystą przyjemnością i udał się do swojego pokoju.
- Tak cię przepraszam za niego Harry. Nie wiem, co w niego wstąpiło, przecież to zawsze był taki dobry chłopak — mówiła skruszonym tonem.
- Nie przejmuj się ciociu, przecież to nie twoja wina — uśmiechnął się przyjaźnie do kobiety, lecz w myślach już knuł plany jak bardziej uprzykrzyć życie małego grubaska. - To pewnie przez tę dietę, nie każdy znosi nią tak dobrze, jak wujek. Na pewno za jakiś czas się przyzwyczai i miną mu te złości.
- Miejmy taką nadzieję - kobieta westchnęła ciężko, lecz szybko odgoniła nieprzyjemne myśli i uśmiechnęła się do męża i siostrzeńca.
Dokończyli obiad w przyjaznej atmosferze, opowiadając o tym, jak minął im dzień, a gdy już skończyli jeść, chłopak jednym machnięciem ręki posprzątał wszystko ze stołu. Cała zastawa lśniła poukładana ładnie na swoim miejscu, tak samo, jak miski i patelnie, które się zabrudziły, gdy kobieta przygotowywała cały posiłek. Chłopak jeszcze tylko życzył wujostwu miłego spaceru, na który właśnie mieli się udać i poszedł do swojego pokoju. Po drodze jeszcze usłyszał, jak małżeństwo mówi, że taki chłopak jak on to skarb. Uśmiechnął się rozbawiony tymi słowami. Jeszcze niedawno chcieli wezwać egzorcystę, by wypędzić go z tego domu czym prędzej lub wyrzucić go gdzieś na zbity pysk. Niesamowite jak kilka zaklęć potrafi zmienić człowieka, niemal nie do poznania. Kręcił głową z rozbawienia, gdy powoli pokonywał schody na piętro. Powinien dostać jakąś nagrodę Merlina, czy inny shit za swoje osiągnięcia.
Drogę zasłoniła mu znana dobrze postać. Tylko on z całej trójki posiadał niezmienione wspomnienia i osobowość. Już na samym początku stwierdził, że będzie miał dzięki temu lepszą zabawę. I nie pomylił się co do tego. Chłopak niemal pienił się z zazdrości i złości, gdy stawał w sytuacjach podobnych, do tej przy obiedzie.
- Powiesz mi teraz, co zrobiłeś moim rodzicom odmieńcu — złapał go mocno za sweter, przyciągając do siebie.
- Nie wiem, o co ci chodzi — uniósł ręce w obronnym geście, przybierając przy tym minę aniołka. - Jestem czysty jak łza.
- Nie udawaj, bardzo dobrze wiem, że to całe ich dziwne zachowanie to twoja sprawka. Masz ich odmienić dziwaku, bo jak nie to …
- To, co mi zrobisz mały tłuścioszku? Udusisz mnie swoimi cycuszkami — zaśmiał się dźwięcznie. Patrzał na się Dudleya, który zaczynał przypominać dojrzałego pomidora. To było chyba oczywiste, że narwaniec nie jest w stanie nic mu zrobić. Potrafił nieźle czarować, a i bez tego kuzynek nie miał z nim żadnych szans, bo w wolnych chwilach ćwiczył z Tobiasem MMA — Ale wiesz co? Muszę ci pogratulować. Nie jedna dziewczyna może ci pozazdrościć. Miseczka B czy C? — Chichotał, widząc jak czerwień z policzek, przechodzi na uszy i szyję.
- Ożesz ty! Popamiętasz mnie dupku! - pchnął mocno młodszego chłopaka.
Henry zachwiał się, tracąc równowagę i poleciał w dół, ku zadowoleniu kuzyna. Jego zadowolenie nie trwało jednak zbyt długo. Czarodziej zatrzymał się w powietrzu, lewitując chwilkę, by następnie stanąć na wcześniej zajmowanym stopniu. Spojrzał wyzywająco w przerażoną twarz kuzyna, który otwierał i zamykał usta. Niczym ryba wyrzucona na brzeg.
- Nie zapominaj drogi kuzynie, że z naszej dwójki to ty jesteś słabiutką myszką, więc radzę ci nie wychylać się ze swojej norki.
Jednym skinieniem palca uniósł chłopaka w powietrzu. Ten krzyknął przerażony, takim obrotem sytuacji. Wierzgał szybko nogami w powietrzu, jakby miało mu to pomóc w zejściu na stabilny grunt.
- Puść mnie! Przecież ty nie możesz czarować. Przecież nawet reszta tych dziwaków tak mówiła - argumentował płaczliwym tonem.
- Nie przypominam sobie niczego takiego - udawał się, że się zastanawia. - Nie jednak nie przypominam sobie, żeby ktoś kiedyś zabraniał mi czarować. - Rozłożył ręce, uśmiechając się ni to niewinnie.
- Puść mnie!
Henry na te słowa przeniósł go na skraj schodów, gdzie odległość od podłogi była o wiele większa i przyłożył palec do ust w geście zastanowienia.
- Jesteś pewien, że mam cię puścić? - Zapytał słodko. - Lądowanie może być nieprzyjemne.
- Nie, nie!
- Nie? Znaczy, że mam cię puścić czy jednak nie. Weź się, określ, bo cię nie rozumiem. - Kontynuował zabawę, śmiejąc się w duszy z miny i kwiku irytującego chłopka.
- Nie puszczaj mnie.
- Oj Dudziaczku, aleś ty niezdecydowany. No to pa, ja idę do siebie — pomachał na pożegnanie.
- Nie zostawiaj mnie tak! Postaw mnie na ziemię — krzyczał wyjąc przy tym, jak miesięczne dziecko.
Dopiero po dłuższej chwili postanowił ulitować się nad wyjcem. Pstryknął palcem, przez co ten zaczął spadać na ziemię z głośnym krzykiem. Zatrzymał się dopiero kilka centymetrów nad ziemią, by następnie wylądować na swoich czterech literach.
- Jeszcze mnie popamiętasz głupi dziwolągu. - Krzyczał płaczliwym tonem, na co Henry zaśmiał się dźwięcznie.
I tak właśnie mijały Henry'emu kolejne dni, a później tygodnie, aż do pewnego lipcowego poranka. Obudził go dziwny hałas, który przybierał na sile. Chłopak mruknął sennie, nie wiedząc, co się dzieje. Wtulił twarz w poduszkę, zagłuszając odrobinę nieprzyjemny dźwięk, lecz niewiele mu to pomogło. Sapnął zirytowany i rzucił w stronę irytującego budzika, lecz nic to nie dało. W końcu podniósł się na ramionach, szukając winnego jego pobudki. Przetarł zaspane oczy, myśląc, że dalej znajduje się w krainie snu. Bo przecież nie co dzień chmara ptactwa dobija się do twojego okna. Scena niczym z jakiegoś badziewnego horroru. Wczołgał się z cieplutkiego łóżeczka i poszedł, sprawdzić co się dzieje. Uchylił lekko okno, co wykorzystały puchate skubańce, które szybko wślizgnęły się środka. Każdy postawił jakiś pakunek na biurku i odleciał drogą, którą tu wleciał. Już po kilku sekundach w jego tymczasowym pokoju nie było po nich śladu.
- Mam nadzieję, że niczego mi nie zasrały sprytne skubańce. - Kręcił głową ze zrezygnowaniem, przyglądając się kupce paczek.
Wszystkie adresowane były do zaginionego chłopaka. Dopiero po głębszym sprawdzeniu odnalazł trzy paczuszki dla niego. Trochę go to zdziwiło. Otworzył pierwszy lepszy list z napisem Henry.
Drogi Henry.
W związku z tym, że jest 31 lipca i są to urodziny Harry’ego, nie zdziw się, gdy do okna zapuka Ci stado sów. (Chociaż jest już chyba za późno na te ostrzeżenia, skoro to czytasz). Albus zaproponował, aby wysłać prezenty Harry’emu — tak jak zwykle to robimy, by nie wzbudzić niczyjej podejżliwości. Ja jednak wolałbym dać swój podarunek osobiście mojemu chrześniakowi, dlatego postanowiłem wysłać coś Tobie. Potraktuj to jako spóźniony lub przyszły prezent.
Nie byłem pewien, co byś chciał dostać, dlatego w paczce znajdziesz kilka rodzajów słodyczy. Jestem także pewien, że nie masz tam za bardzo co robić, dlatego dorzuciłem ci też nową miotłę. Potrafi się sama zamaskować, gdy tego chcesz, więc nie musisz się obawiać, że ktoś cię zauważy, gdy będziesz na niej szaleć.
Mam nadzieję, że jakoś dajesz sobie radę z tymi ludźmi pod jednym dachem. Pocieszę cię, że już tylko tydzień lub dwa będziesz musiał to znosić. Zakon postanowił, że dalsze trzymanie cię w tym domu nie ma sensu, dlatego za niedługo przyślą kogoś po ciebie, lecz na pewno dostaniesz jeszcze jakiś list z dokładniejszymi informacjami od Dumbledore’a.
Z poważaniem,
Syriusz Black
P.S. Liczę, że napiszesz mi, chociaż krótką notatkę z pobytu z tym domu Wariatów.
- Na cholerę mi miotła? Co ja mam sprzątać w wolnej chwili, czy jak? - zastanawiał się głośno, przyglądając się jej po wcześniejszym odpakowaniu z papieru. - „..., gdy będziesz na niej szaleć”? Śmieszek się znalazł. Szalał? Wysprzątanie ekspresowo całej chałupy to szaleństwo? Czy może mam na niej zatańczyć erotyczny taniec godowy desom, by później zrobić sobie wyścig pod tytułem „Spierdol albo wpierdol”. Tak to można nazwać szaleństwem.
Pozostałe dwie paczki dostał do Rona i Hermiony. Jak w przypadku Syriusza w paczce było trochę słodyczy, do tego dziewczyna dorzuciła jakieś ciężkie tomiszcze o magicznym świecie, a jej chłopak coś o quidditch — czymkolwiek to było.
Zerknął przelotnie na biurko, odkładając książki na ów mebel. Jego wzrok zatrzymał się na fioletowym napoju w szklanej butelce. Nie przypominał sobie, żeby trzymał coś takiego wcześniej w pokoju. Do szklanego naczynia była przyklejona tylko mała, żółta karteczka. Na niej widniała, krótka notatka zapisana ozdobnym pismem.
Napój ukazuje prawdziwe ja.
Potraktuj to jako prezent.
Chociaż za to nagłe zniknięcie
powinienem nakopać ci do dupy.
Tobias
Henry uśmiechnął się, czytając słowa przyjaciela. Będzie musiał mu podziękować, za to cudeńko, gdy znowu go zobaczy.
__________________
Syriusz siedział zamyślony w fotelu przed kominkiem. W dłoni zaś trzymał lampkę z czerwonym winem, które sączył powoli. Z letargu wyrwało go pukanie do drzwi, lecz jego umysł zareagował, dopiero gdy dźwięk się powtórzył. Podniósł się powoli, jednak równie szybko usiadł z powrotem. Kręciło mu się lekko w głowie, a przed oczami miał mroczki. Odczekał sekundę i podniósł się ostrożniej, jakby na próbę i gdy upewnił się, że tym razem jest już wszystko w porządku, udał się do wejściowych drzwi. Przed wejściem zastał Dyrektora Hogwartu oraz Severusa.
- Dlaczego znowu on? - jęknął płaczliwie Black na widok Mistrza Eliksirów, który również nie pałał radością na jego widok.
Łapa przywitał się cicho i zaprosił niespodziewanych gości do środka. Usiedli w salonie, po czym zawołał Stworka, który od razu zaczął na niego psioczyć. Nie zwracając uwagi na obelgi, które skrzat mamrze pod nosem, kazał mu przygotować herbatę i coś słodkiego do niej. Skrzat zniknął równie szybko, co się pojawił.
- Co cię sprowadza Albusie — zapytał zmęczonym głosem.
- Wracamy właśnie od kilku informatorów i postanowiliśmy spaść, by omówić kilka szczegółów związanych z powrotem Henry’ego. - Odezwał się dyrektor.
- Jest jakiś postęp w poszukiwaniach? Wiecie już, gdzie może być Harry? - Ożywił się Syriusz.
Dumbledore pokiwał smętnie głową w geście zaprzeczenia, na co Łapa znowu przygasł zrezygnowany. Razem z całym zakonem szukali chłopaka, lecz z marnym skutkiem. Zupełnie jakby chłopak zapadł się pod ziemię. Dlatego właśnie postanowił, że najlepiej będzie jak sprowadzą Pana Antares. Może on być bardzo przydatny w tych ciężkich dla nich chwilach.
- W takim razie co konkretnie chciałeś ze mną omówić? - Sięgnął po herbatę, którą właśnie przyniósł skrzat i upił ostrożnie kilka łuczków naparu.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś przygotował jeszcze dwa pokoje dla Pana Ronalda i Panny Hermiony. Chciałbym, żeby pomogli oni Henry’emu, przygotować się do nauki w Hogwarcie.
- Dobrze każe się tym zająć Stworkowi. - Mówił błądząc, gdzieś myślami. - Zaraz. Jak to przygotować się do nauki w Hogwarcie. To on idzie do Hogwartu?! Dlaczego? - Patrzył się zdziwiony na Albusa.
- Lepiej być przygotowany na każdą ewentualność. Szkoła zaczyna się za kilka tygodni, a nawet nie mamy najmniejszego tropu co do Pana Pottera. Dlatego razem z kilkoma członkami zakonu stwierdziliśmy, że to będzie całkiem niezła opcja, gdyby nie udało nam się znaleźć twojego chrześniaka przed końcem wakacji.
- Ale po co? - wydawało się, że Syriusz dalej nie rozumie pomysłu czarodzieja.
- Panie Black proszę nie zadawać głupich pytań. - Odezwał się milczący dotąd Severus. - A po co robi to teraz? - Mężczyzna sapnął zirytowany, widząc głupią minę swojego szkolnego wroga. - By kupić nam czas Black. Nie stałoby ci się nic, gdybyś raz na jakiś czas użył tego, co masz w głowie.
- A ty przypadkiem nie masz jakiegoś ważnego zlotu nietoperzy? - Sarknął zły Syriusz, patrząc się wściekle na Snape'a.
- Dobrze uspokójcie się już. - Przerwał szybko nadciągający kataklizm. - Syriuszu skoro chłopak całkiem dobrze sobie teraz radzi, moim zdaniem poradzi sobie równie dobrze w Hogwarcie. Oczywiście byłbym ci bardzo wdzięczny, gdybyś razem z Ronem i Hermioną pomógł chłopakowi.
- Dobrze. Zajmę się wszystkim. - Skapitulował.
- Chcę również zauważyć, że chłopaka będzie trzeba nauczyć kilku zaklęć maskujących. - Widząc niezrozumienie u swoich towarzyszy, westchnął ciężko w duchu. Za jakie grzechy musiał przebywać w towarzystwie tej bandy ignorantów. - Nie możemy pozwolić chłopakowi przyjmować tak długo eliksiru. Narazimy na nieprzyjemne powikłania i skutki uboczne, związane z przedawkowaniem. Dlatego lepszą opcją będzie nałożenie kilku zaklęć, które w zupełności wystarczą.
- Dobrze. - Zgodził się Albus. - Syriuszu mam nadzieję, że nauczysz chłopaka wszystkiego. No a teraz pora na mnie. Użyczysz mi swojego kominka? - zwrócił się do właściciela posiadłości.
- Tak, jasne. - Wstał szybko, by odprowadzić gości. Po paru krokach znów pociemniało mu w oczach, dlatego złapał się dyskretnie oparcia najbliższego fotela i wziął głębszy wdech.
- Dziękuję za herbatę i gościnę, ale na mnie już czas. - Powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy dyrektor. Łapa na to pożegnanie, uśmiechnął się słabo i skinął głową.
Już chciał odetchnąć z ulgą, gdy jego wzrok spotkał się z podejrzliwym spojrzeniem Severusa. Stał oparty o ścianę i lustrował jego postać uważnie z założonymi rękoma.
- Tobie się nie śpieszy? - powiedział słabo, siadając w fotelu.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty wyprawiasz? - Zignorował pytanie mężczyzny.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Chyba nie muszę ci pokazywać, gdzie są drzwi czy też kominek, z którego również możesz skorzystać. Chyba że życzysz sobie, by ktoś cię odprowadził. W takim wypadku zawołam skrzata.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. - Przerwał głupi monolog towarzysza.
- To możesz mi łaskawie powiedzieć, o co ci chodzi. - Warknął wyprowadzony z równowagi.
- Wyglądasz jak gówno. - Stwierdził dobitnie Mistrz Eliksirów.
- Och, dziękuję za ten cudowny komplement. Jakże miło z twojej strony. - Ironizował, opierając podbródek o zaciśniętą pięść.
- Nie ironizuj mi tu. Spójrz na siebie. Jesteś tak słaby i zmęczony, że nawet nie potrafisz się utrzymać w pionie. - Karcił starszego mężczyznę. - Wyśpij się i zregeneruj siły. Męcząc swój organizm, nic nie wskórasz. Będziesz tylko kolejnym zmartwieniem dla twoich tak zwanych przyjaciół. - Kontynuował, nie zmieniając pozycji.
- Jak mogę spokojnie spać, kiedy nie wiadomo nawet czy mój chrześniak żyje. No, ale ciebie to oczywiście nie obchodzi, bo niby czemu! - krzyczał coraz głośniej. - Przecież to dzieciak twojego największego wroga, po co miałbyś się o niego martwić. Jesteś tylko głupim, zimnym draniem, który nikogo nie kocha i o nikogo się nie martwi.
Snape podszedł wolnym krokiem do siedzącego Blacka. Pochylił się nad nim, opierając ręce na bokach fotela, przez co ten bardziej wbił się w siedzisko. Jego zimny wzrok niemal sparaliżował Łapę, który jeszcze przed chwilą tak odważnie szczekał.
- Nie zapominaj kundlu, że Harry jest również synem Lily i nie zrobiłbym nic, co mogłoby zaszkodzić jej latorośli. - Mówił zimno. - Staram się, jak mogę, by odnaleźć chłopaka, ty za to jedynie użalasz się nad sobą. Więc przestań w końcu skamleć i weź się w garść, bo nie ma z ciebie teraz żadnego pożytku. - Mężczyzna odsunął się i ruszył w stronę kominka.
Zatrzymał się przed stolikiem kawowym i postawił na nim dwa eliksiry. Jeden na sen, a drugi na uspokojenie. Severus dobrze wiedział, że nie musi tłumaczyć mężczyźnie ich działania, nawet pierwszoklasista powinien kojarzyć te mikstury.
- Masz je brać przed snem, jeden łyk powinien wystarczyć. - Już chciał udać się w stronę kominka, jednak przystanął po chwili zastanowienia i nie odwracając się w stronę Syriusza, powiedział. - Twój chrześniak żyje i powinieneś dobrze o tym wiedzieć. Gdyby nie żył, eliksir wielosokowy by nie zadziałał. - Po tych słowach odszedł i chwilę później zniknął w zielonych płomieniach..
Łapa siedział jeszcze długo, wpatrując się łzawym wzrokiem w miejsce, gdzie zniknął Snape. Był rozdarty, lecz zaczynał wierzyć, że cały ten koszmar skończy się happy endem. Musiał w to wierzyć. Wytarł niechciane łzy, które zdążyły spłynąć mu po twarzy i delikatnie uderzył się obydwa policzka.
- Doba Syri, pora wziąć się w garść. Jak żałośnie musisz wyglądać, że Zimny Nietoperz cię pociesza. - Wzdrygnął się lekko i wziął dwie małe buteleczki, by następnie udać się do swoich komnat.
____________________
Niecny plan tkwił w jego głowie, już od jakiegoś czasu, lecz dopiero dzisiaj postanowił go zrealizować. Wmówił Petunii, że drobna przekąska raz na jakiś czas dla Dudleya jest jak najbardziej wskazana. Chłopak powinien dostawać co jakiś czas nagrodę, za podtrzymywanie rygorystycznej diety. Będzie to dla niego dodatkowa motywacja, a przy okazji poprawi mu odrobinę zły humor, który ostatnio jest u niego normą. Kobieta poruszona, że chłopak tak bardzo troszczy się o dobro swojego kuzyna, szybko wzięła się za pieczenie małego tortu czekoladowego. Teraz stał przed drzwiami swojego kuzyna z wielkim kawałkiem ciasta doprawionym kropelką mikstury Tobiasa. Zapukał mocno w drzwi, a po chwili usłyszał za nich głośnie “Wejść”. Otworzył drzwi i stanął w progu pieczary kuzyna. Chłopak czytał jakąś gazetę, lecz widząc go, wstał szybko w bojowej pozycji i warknął w jego stronę.
- A ty tu czego?!
- Ja też cieszę się, że cię widzę. - Powiedział przesłodzonym głosem. - Przychodzę w pokoju, więc wyluzuj. Ciocia kazała ci przynieść kawałek ciasta. Powiedziała, że masz go szybko zjeść, póki nie ma wujka, bo nie chce, by było mu smutno. On nie może jeszcze jeść niczego słodkiego.
- Nie dodałeś tam nic Dziwolągu ? - zapytał podejrzliwie.
- Jezu jak nie chcesz jeść, to nie jedz. - Mówił niby zirytowany. - Zmieszczę jeszcze ten kawałek, jak ty go nie chcesz. - Już miał wychodzić, kiedy zatrzymała go głos kuzyna.
- Czekaj! Nie powiedziałem wcale, że go nie chcę. Daj mi go.
Chłopakowi niemal ciekła ślinka. Nie jadł nic oprócz tej obrzydliwej zdrowej żywności, od prawie miesiąca, więc szybko wyrwał z rąk bruneta talerzyk z ciastem. Chwycił widelczyk i od razu wpakował sobie ogromny kawał ciasta do buzi. Zamruczał z przyjemności, gdy poczuł smak czekolady.
Henry oglądał z zadowoleniem, jak chłopak pochłania łakome każdy kawałek. Gdyby mógł, śmiałby się do rozpuku. Wiedział jednak, że musi się pilnować, by nie wzbudzić podejrzeń kuzyna. Prawie dwa tygodnie czekał na ten moment, lecz wpierw musiał uśpić jego czujność. Dlatego przez cały ten czas, był dla niego miły i wytrzymywał chamskie teksty i przepychanki. Wiedział, że będzie warto.
- Co się gapisz Odmieńcu.
Niemal całą twarz miał umazaną kremem czekoladowym. Henry powstrzymał się od komentarza, czy też cichego chichotu. Grubasek przypominał mu w tej chwili świnkę, która dorwała się do koryta.
- Coś ty mi dał?! - Krzyknął przerażony chłopak, gdy poczuł, że coś jest nie tak.
Henry wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Wyciszył szybko pokój, by nikt nie słyszał krzyków zmieniającego się chłopaka. Ten klął na niego, zataczając się na podłodze. Nie trzeba było długo czekać na pierwsze oznaki magicznego prezentu Tobiasa. Pierwsze pojawiły się różowe uszy i zakręcony ogonek tego samego koloru. Henry śmiał się otwarcie, gdy w obszernych ubraniach została mała, tłuściutka świnka. Rozglądała się po pomieszczeniu, widocznie nie wiedząc, co się właśnie stało, a gdy jej wzrok zatrzymał się na ogromnej postaci Henry’ego, za kwiczała głośno.
- Powiem ci drogi kuzynie, że będziemy się nieźle bawić przez kilka dni. Cioci już jakiś czas temu powiedziałem, że wyjeżdżasz na kolonie. Przecież nie możemy nią martwić. Prawda? - zapytał retorycznie. - Chym… od czego by tu zacząć? - rozmyślał głośno. - Może by cię tak trochę rozgrzać? Tak małe świnki chyba lubią być podpiekane na wolnym ogniu. - Uśmiechnął się złośliwie do kuzyna, który z głośnym kwikiem, uciekł pod łóżko.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, w zasadzie to czemu Dumbledore uparł się że Henry ma wrócić do Dursleyow... może ustawi ich do porządku... ale zastanawiam sie nad kwestia mają różdżkę Harrego to mogli by sprawdzić jakego zaklęcia użył... a drugie jest jeśli w tej próżni był Harry to może on wylądował tam gdzie powinien być Henry...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia