Nie jestem Harry! 2
Do ciemnych i zimnych lochów zaczęli przybywać czarodzieje. Każdy z nich przyodziany był w czarne szaty, które poruszały się zwiewnie przy najmniejszym ruchu. Ich zamaskowane twarze skrywały zaciekawienie, a u niektórych wręcz przerażenie, spowodowane nagłym wezwaniem. Próbowali wyczytać coś z twarzy ich Pana, lecz jego mina pozostawała zimna i nieodgadniona. Niczym wykuta w kamieniu. Tylko jego czerwone ślepia, które obserwowały nowoprzybyłych, utwierdzały ich w przekonaniu, iż stoją przed żywą istotą, a nie jego posągiem.
- Pewnie zastanawiacie się, po co was dziś wezwałem. - Zabrzmiały głośne słowa, gdy ostatnia osoba ustawiła się rzędzie, tuż przed nim.
Voldemort jeździł wzrokiem po zebranych, lecz żaden z nich nie ośmielił się przerwać ciszy, która panowała w pomieszczeniu. Ich Pan oczywiście nie liczył na żadną odpowiedź werbalną, cisza z ich strony mu wystarczyła. Dał znak stojącemu pod ścianą mężczyźnie, a ten ruszył do jednej z cel. Po chwili wrócił targając za sobą ledwo co przytomną Bellatrix. Zostawił ją na środku pomieszczenia idealnie pomiędzy Czarnym Panem, a zebranymi Śmierciożercami i odszedł pospiesznie.
Severus mógł bez bliższego przyglądania się, stwierdzić, że kobieta była w kiepskim stanie. Twarz miała całą poobijaną i umazaną krwią. Gdzieniegdzie leciała jej posoka z otwartych ran, które nie zdążyły się jeszcze zagoić lub ponownie się otwarły. Czerwona ciecz ściekała na jej włosy, które były zmierzwione i posklejane od owej substancji. Widząc odsłonięte kawałki jej skóry, mógł stwierdzić, iż jej ciało nie prezentowało się wcale lepiej.
- Bellatrix zorganizowała napad na Ministerstwo i sama chciała pojmać Harry'ego Pottera. - Wolnym krokiem ruszył, ku leżącej postaci. - Choć chciała się wykazać, to przeceniła swoje siły. Zawiodła mnie swoim aktem nieposłuszeństwa, ponieważ nie otrzymała mojej zgody na tę akcję.
Przystanął tuż obok głowy czarownicy i wycelował w nią różdżkę. Rzucił w czarownice klątwę jakby od niechcenia, przerywając tym samym swój monolog. Kobieta zajęczał z bólu, lecz Severusowi wydało się, że czerpie z tego chorą satysfakcję. Jakby sama myśl, iż to właśnie jej najukochańszy Pan nią każe, doprowadzała ją do stanu bliskiego orgazmu.
- Przez jej głupotę straciliśmy kilku dobrych ludzi. Posiadają oni informacje, które mogą być przydatne dla naszego wroga, przez co możemy się znaleźć w niepożądanej sytuacji. Dlatego też wielokrotnie powtarzałem jej, że akcja, którą chciała zaplanować, się nie powiedzie. Nie słuchała mnie jednak i takie są tego skutki - rozłożył bezradnie ręce. - Straciła ona moje zaufanie, sprzeciwiając mi się, dlatego też zostaje wykluczona z Wewnętrznego Kręgu.
Kobieta, słysząc ostatnie zdanie zaczęłą panikować. Doczołgała się do stup swojego jedynego, najwspanialszego Pana i zaczęła je obcałowywać oraz skomleć zarazem.
- Wybacz mi panie! Wybacz mi! Panie nie chciałam zrobić nic wbrew tobie. Chciałam jak najlepiej dla ciebie, dla Nas. Jak najlepiej! - Krzyczała zdesperowana, lecz z jej zdartego gardła wychodziło ciche skomlenie.
Zirytowany zachowaniem podwładnej Voldemort, szybko uciszył nią czarnomagicznym zaklęciem i odsunął się od nieprzytomnej już kobiety z obrzydzeniem.
- Moja decyzja pozostaje niezmienna, póki nie udowodni swojej lojalności i nie odkupi swoich win. Zresztą powinna się cieszyć, że darowałem jej życie - zawołał chłopaka z wcześniej i kazał mu wynieść ciało do celi. - Niech będzie to lekcja dla tych, którzy tak jak ona chcieliby robić coś za moimi plecami. Chociaż następnym razem mogę nie być taki łagodny. Dzisiejsze zebranie uważam za zakończone. Możecie odejść - Machnął na nich ręką jakby, odganiał natrętne robactwo. Spojrzał na jedną z ciemnych postaci, do której przemówił - Severusie, ty zostań.
- Tak Panie.
Reszta zebranych szybko opuściła lochy, nie chcąc się spotkać ze złością ich przywódcy. Mistrz Eliksirów zaś podążył za mężczyzną do jego gabinetu, gdzie rozsiedli się wygodnie na swoich fotelach. Po jednym machnięciem cisowej różdżki, na stoliku przed nimi pojawiły się szklanki i ognista. Szczupłe dłonie odkorkowały butelkę i nalały trunek do jednej ze szklanek.
- Nie mogę uwierzyć, że przez tą głupią idiotkę jest tyle zamieszania - westchnął zmęczony. - Mamy przynajmniej szczęście, że złapani nie znali żadnych tajnych informacji. Tak więc nawet gdyby Zakonowi udało się z nich coś wyciągnąć, nie będziemy musieli się tym przejmować. Napijesz się? - zapytał gościa.
- Chętnie.
Dzisiejsze wydarzenia dały się we znaki brunetowi. Najchętniej poszedłby do domu, ciesząc się samotnością, póki nie musi się użerać z bachorami, które będą chciały wleźć mu na głowę wraz z nowym rokiem szkolnym. Wpierw jednak musiał wykonać swoje obowiązki, na które nie miał już powoli ani nerwów, ani siły. Dlatego odrobina alkoholu była dla niego wybawieniem. Podziękował za trunek i napił się z przyjemnością, czując delikatne pieczenie w gardle.
- Severusie jak się mają sprawy związane z moim eliksirem?
- Dobrze. Znalazłem już wszystkie potrzebne składniki. Dziś zaczynam pierwszy etap, więc za ponad miesiąc eliksir będzie skończony.
- Cieszy mnie to - bawił się trunkiem w szklance. - Jesteś pewien, że przywróci mnie do normalności ?
- Przynajmniej częściowo zmieni twój wygląd i moc, którą utraciłeś. Jeżeli poprawa będzie wystarczająco widoczna, zastosujemy nią ponownie, aż do skutku.
- Ach partactwo tego szczura jest załamujące. Powinienem był mu powyrywać te tłuste łapki, za to, że zapomniał o ostatniej rzeczy przy przywoływaniu. - Westchnął ze zrezygnowaniem.
Co do tego Severus nie miał żadnych obiekcji, małemu gryzoniowi się należało nawet więcej niż to. Za samą zdradę, jego najukochańszej Lili powinien zostać poddany najokrutniejszej karze śmierci. Nie miałby nawet nic przeciwko, gdyby to on miał zostać katem Peter’a. Zrobiłby to z czystą przyjemnością.
- A jak się mają sprawy u naszego Wybrańca? Słyszałem, że podobno byłeś dziś przy nim w Ministerstwie. Mówiłeś, że Albus wybrał do tego kogoś innego. - Czujny wzrok śledził zmiany na twarzy towarzysza, nie widząc nic podejrzanego, rozluźnił się.
- Tak. Stary głupiec rozmyślił się dziś rano.
- W sumie to do niego podobne. - zaśmiał się.
- Dodatkowo chłopak nam dzisiaj zniknął i banda głupców z Dumbledorem na czele, wpadła w panikę.
- Doprawdy interesujące. - Zamyślił się Czarny Pan. - Więc gdzie on teraz jest. - podparł podbródek na pięści, wpatrując się z zainteresowaniem w drugiego mężczyznę.
- Pewnie razem z Black’iem.
- Mówiłeś, że zniknął. - Wyłapał niejasność, upijając łyk trunku.
- Tak, lecz po kilku minutach znów się pojawił.
- Wiadomo coś więcej o jego zniknięciu?
- Jak na razie nie. Zakon dopiero przepytuje chłopaka, lecz ten nie do końca chce współpracować - skłamał na poczekaniu.
Mężczyźni jeszcze chwilę rozmawiali swobodnie o ważnych i mniej ważnych sprawach, popijając alkohol. Tom zawsze czuł się rozluźniony, gdy rozmawiał z tym mężczyzną, niemal jego przyjacielem. Nie wiedział jednak, że Mistrz Eliksirów nigdy nie wybaczył mu zabicia jego najukochańszej. Nie oznaczało to jednak, że był całkowicie po stronie starego głupca. Co to, to na pewno nie. Jakoś nie potrafił uwierzyć, że Albus nie mógł zaradzić tragedii, która miała miejsce prawie osiemnaście lat temu. Wyłapał też wiele niejasności z jego ckliwej historyjki, jaką sprzedawał pozostałym głupcom.
- Severusie postaraj się dowiedzieć czegoś więcej o zniknięciu Potter’a. Gdzie był, co tam robił i jak się przeniósł.
- Dobrze Panie.
- Do zobaczenia na następnym spotkaniu.
Snape pożegnał się krótkim skinieniem głowy i zostawił Voldemorta, który pogrążył się w zadumie.
____________________
Black siedział smętnie na krześle w kuchni Weasley’ów, będąc pod ostrzałem obecnych członków Zakonu Feniksa. Nie można było powiedzieć, że nikogo nie obeszła sprawa Potter’a, o której poinformował ich Dyrektor. Wręcz przeciwnie, byli zmartwieni rzekomym zniknięciem chłopaka.
- Jak mógł wam zniknąć?! - powiedziała szlochając Pani Weasley.
- Molly przecież to nie jest ich wina. - Powiedział opanowany Remus, który próbował obronić Black’a i dyrektora.
- Jak to nie?! A czyja jak nie ich? Przecież to oni mieli go pilnować. - Kontynuowała przejętym głosem.
- Proszę, uspokój się. Na pewno uda nam się odszukać Harry’ego - poprosił Albus.
- Jak ma się uspokoić. Wybraniec zaginął, nie wiadomo nawet, gdzie może teraz przebywać - podniósł się kolejny głos. - Jeżeli nie zdołamy go odnaleźć, wszyscy będziemy skończeni.
W kuchni zapanował zamęt. Stwierdzenie dobitnie uświadomiło zebranym, że najprawdopodobniej czeka ich rychła śmierć z ręki Voldemorta i jego sługusów.
- McGonagall powinnaś się wstydzić, że martwisz się tylko o swój tyłek - warknął Black zły, że jego podopieczny jest dla wszystkich bronią, która ma ich uratować.
Kobieta zmieszała się, a dowodem na to był lekki rumieniec na jej policzkach. Jednak szybko się otrząsnęła z tego stanu. Czując się zagrożona, postanowiła odpowiedzieć atakiem na dobitne stwierdzenie Syriusza. Wyprostowała się i założyła obronnie ręce na piersi, by następnie rozpocząć swój słowny atak na mężczyznę.
- Wstydzić to powinieneś się ty! Chłopak zniknął, a był pod twoją opieką nawet nie pięć minut. Ja martwię się o dobro wszystkich. Nie tylko swoje, jak rzekomo twierdzisz.
- Dobrze już dobrze - zareagował znów Remus. Wiedział, że Syriusz jest bliski rzucenia się na kobietę. Całe ciało miał napięte jak za mocno naciągnięta struna, której niewiele potrzeba, by w końcu pęknąć i poranić palce.
Pomimo że jej postawa była opanowana jak zwykle, w środku niemal się w niej gotowało. Jak ten gówniarz, który był od niej niemal trzydzieści lat młodszy, śmiał jej zwracać uwagę i posądzać nią o nie wiadomo co. Przystojny gówniarz znaczy tylko gówniarz. Nie miał prawa patrzeć na nią tymi czarnymi ślepiami pełnymi złości, zupełnie jakby zrobiła coś złego. Usiadła na zajmowane wcześniej miejsce, zakładając nogę na nogę. Postanowiła zignorować to natarczywe spojrzenie i nie przejmować się więcej tym szczylem. W końcu nie powiedziała nic złego.
- A może to jednak jest Harry. Tylko stracił pamięć! - rzuciła Nimfadora. - Przecież wygląda jak on. Może w innych ubraniach i fryzurze, ale jak dla mnie wciąż wygląda tak samo.
- Przestań się wygłupiać Tonks. Przecież od razu widać, że obaj są od siebie zupełnie różni. Przecież ten cały Henry jest wyższy do Harry'ego no i nie ma blizny na czole. Dobrze wiecie, że tego znamienia nie da się usunąć. Nie mam więc najmniejszej wątpliwości, że to nie jest Harry. Dziwię się, że mogłaś wpaść na taki pomysł.
- Ależ Syriuszu, nie wiń Nimfadory za tę pomyłkę. Jak mam być szczery, to też na początku pomyliłem tego chłopaka z Harrym - przyznał Pan Weasley.
- Ja również - zawtórowała żona mężczyzny. - Są zupełnie jak nasi Fred i George. Widać drobne różnice, ale dopiero gdy się bliżej przyjrzy.
- Tak kochanie, są zupełnie jak bliźniacy - zgodził się z żoną.
Albus na to stwierdzenie wzdrygnął się lekko, zupełnie jakby rażony prądem. Poprawił się na krześle i z zamyśleniem przeczesał swoją brodę. Tkwił tak krótką chwilę, gdy pozostali przyznali małżeństwu, iż ich porównanie jest jak najbardziej trafne. Tylko głowa rodziny Black gderała co chwilę, że przecież obaj się od siebie tak różnią. Głośnym śmiechem przerwał dyskusję zebranych.
- Kochani nie bądźcie niemądrzy. Przecież każdy z nas bardzo dobrze wie, że Państwo Potter mieli tylko jedno dziecko - uśmiechnął się pobłażliwie.
- Ten chłopak musi być szpiegiem tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać - odezwał się jak dotąd milczący Moody.
Wszyscy wciągnęli głośno powietrze, słysząc jego słowa. Nikt nawet nie brał pod uwagę takiej opcji, dlatego taka ewentualność była dla nich szokiem.
- Pewnie podesłał nam chłopaka, myśląc, że się nie zorientujemy - kontynuował swój wywód Szalonooki - Osobiście wyciągnąłbym z chłopaka prawdę starymi dobrymi metodami. Każdemu teraz rozwija się język, po odrobinie bólu. Powiem wam, że czarodzieje kiedyś byli silniejsi. Wytrzymywali nawet kilka dni takich tortur, a gdy byli już na skraju to odgryzali sobie języki. - Westchnął na wspomnienie starych i dobrych - według niego - czasów. - Nie to, co teraz te młodziaki. Zabierze się im miotłę i dla nich to już koniec świata.
- Na Merlina Albusie, co jeżeli to prawda? Co, jeśli on naprawdę jest szpiegiem, który miał podszyć się pod Wybrańca? Na Merlina, przecież my go wpuściliśmy do domu - mówiła przestraszona Molly, tuląc się do boku męża. Nie zwróciła nawet uwagi, na barbarzyńską propozycję znajomego.
Kobieta cała się trzęsła na myśl, że w ich domu może być szpieg Voldemorta. Dłońmi zakryła twarz, by nikt nie zobaczył jej łez kręcących się w oczach oraz by powstrzymać przed wypowiedzeniem kolejnych, strasznych dla niej słów. Artur zaś tulił nią, chcąc zapewnić jej, chociaż niewielkie poczucie bezpieczeństwa. Sam jednak był równie mocno zaniepokojony. Przecież nie mógł narażać zdrowia czy nawet życia jego dzieci i żony.
Black zaś zbladł na myśl, że jego podopieczny może być przetrzymywany przez tego jaszczurowatego zwyrodnialca. Nie chciał nawet myśleć, przez co przechodziłby chłopak, gdyby wpadł w ręce tego chorego czarodzieja. Swoimi obawami postanowił podzielić się z resztą zebranych.
- Czyli istnieje możliwość, że Harry jest przetrzymywany przez … - urwał zdanie, gdyż gula w jego gardle nie pozwoliła mu na wydostanie się z ust pseudonimu, którym zwali Riddle’a. Wiedział jednak dobrze, że każdy wie, o kogo mu chodziło. - Czyli ta suka mogła go porwać! - gwałtownie wstał z krzesła, prawie je przewracając. - Musimy go jak najszybciej uratować - mówił, zaciskając pięści z bezsilności.
- Nie, Bellatrix nie porwała Pottera, także siad Panie Black. - Padły suche słowa Mistrza Eliksirów, który postanowił przerwać bezsensowne słowa Pchlarza. Już jakiś czas temu przysłuchiwał się rozmowie, którą prowadzili obecni w sali czarodzieje, lecz nie mógł dłużej słuchać głupot, które pletli. Postanowił ich wyprowadzić z błędu. - Razem z Dyrektorem widzieliśmy jak Lestrange teleportowała się zaraz po wybuchu, który spowodowała razem z Panem Potterem i nie było go przy niej. Dodatkowo wydaje się, że Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać nie ma pojęcia o zniknięciu Złotego Chłopca, więc jak na razie mamy niejaką przewagę. Dlatego nie musi się pani obawiać Pani Weasley, że w tym domu jest jakiś młody Śmierciożerca. Tak jak wcześniej wspominałem, on o niczym nie wie, dlatego też możemy wykluczyć możliwość, jakoby chłopak był szpiegiem. - Kobieta wyraźnie rozluźniły słowa Snape’a.
Łapa odetchnął na chwilę z ulgą i opadł bezwładnie z powrotem na krzesło. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że został obrażony przez Severusa. Cieszył się, że ta żmija nie porwała jego podopiecznego, powyrywałby jej za to wszystkie kłaki z tej pustej głowy. Mógł na chwilę odetchnąć z ulgi, że banda psycholi nie torturuje jego chrześniaka, lecz to dalej nie rozwiązywało niejasności związanych z lokalizacją chłopaka.
- W takim razie, gdzie on może być? - westchnął z bezsilności już po raz setny tego dnia.
Miał już dosyć tego wszystkiego. Może i jakoś udawało mu się utrzymywać w miarę normalną maskę przed wszystkimi, lecz w środku niemal płakał jak pięcioletnie dziecko, które straciło coś bardzo ważnego. Zmęczenie dawało mu już nieźle w kość, nie tylko w postaci coraz to widoczniejszy cieni pod oczami. Jego umysł był zmącony, przez co nie potrafił się skupić i powoli tracił panowanie nad sobą. Nie spał dużo przez ostatni tydzień, gdyż przygotowywał dom do przeprowadzki chrześniaka. Poprzedniej nocy za to wcale nie przespał, ponieważ nie mógł zmrużyć oka, podekscytowany dzisiejszym dniem. Dziś żałował, że nie wziął jakiegoś eliksiru na sen. Może, gdyby był wypoczęty i w pełni sił to do tego wszystkiego by nie doszło. Ach… Chciałby się położyć do łóżka i wstać z myślą, że to wszystko było jedynie koszmarem.
- A może ten cały Henry coś wie i mógłby nam pomóc - powiedział Lupin, widząc zrezygnowanie swojego przyjaciela.
- Remusie wątpię, żeby chłopak coś wiedział - powiedział szybko dyrektor Hogwartu. - Wydaje mi się, że najlepszą opcją będzie odesłanie chłopaka - zaśmiał się, jakby wymuszonym śmiechem.
- A co jeśli coś wie? Musimy go wypytać. Może jakimś zaklęciem się zmienili miejscami lub coś, coś, coś takiego - dukał mało składnie Syriusz, próbując podnieść się na duchu.
- Black skończ wymyślać i zejdź na ziemię. Zamiast się wygłupiać, lepiej poszedłbyś po chłopaka, żebyśmy mogli zadać mu kilka pytań.
- Ja przynajmniej coś próbuję robić - powiedział cicho przez zaciśnięte zęby, na jego nieszczęście Severus go usłyszał.
- Ja za to nie straciłem swojego podopiecznego, niecałe pięć minut po jego adopcji - odpowiedział zimno Snape, patrząc się wyzywająco, prosto w szare oczy.
- Kolejny - warknął cicho do siebie. - To ja idę po chłopaka - ruszył lekko przygarbiony w stronę wyjścia, marudząc coś do siebie.
____________________
Harry w trakcie narady Zakonu przebywał w pokoju rudzielca, pod ostrzałem natarczywej dwójki. Swoim wzrokiem chyba chcieli wywiercić mu dziurę w ciele, bo ich intensywne spojrzenie nie zależało od chwili kiedy łaskawie poinformował ich, że nie osobnikiem zwanym Harry Potter. Chciał się jak najszybciej przenieść do swojej miejscówki, lecz szybko się przekonał, że próżnia wyssała z niego dużą ilość magii i na chwilę obecną jest to niemożliwe. Nie był nawet pewien czy dałby radę teleportować się pięć metrów dalej. Wolał jednak tego nie sprawdzać. Nie miał przy sobie Tobiasa, który by go z powrotem ładnie poskładał do kupy.
- Moglibyście przestać gwałcić mnie wzrokiem? - przerwał ciszę panującą w pomieszczeniu i zrobił kolejny łyk herbatki ziołowej, którą dostał od miłej rudej dziewczyny razem z sezamowymi ciasteczkami. Musiała być ona siostrą Rudzika, ponieważ była do niego bardzo podobna. - Może byście coś powiedzieli, zamiast wpatrywać się jak sroka w gnat.
- Och racja, przepraszam. - zmieszała się dziewczyna, a twarz chłopaka przybrała takiego samego koloru co jego sweter, czyli czerwonego. - To może nas przedstawię. Ja nazywam się Hermiona Granger, a ten oto osobnik to Ronald Weasley - wskazała na swojego chłopaka. - A ty jesteś? - zawiesiła głos sugestywnie.
- Henry - widząc dalsze oczekiwania, dodał. - Henry Antares.
- Miło nam cię poznać Henry, ale mógłbyś nam powiedzieć co tu robisz - zaczęła szybko dziewczyna.
- Siedzę? A co nie widać ? - spojrzał sugestywnie na siebie.
- No znaczy tak, to widzę - podrapała się po głowie. Sytuacja wydała jej się niezręczna. - Chodziło mi bardziej o to, dlaczego się tu pojawiłeś. Bo widzisz, nasz przyjaciel Harry zniknął niedługo przed tym, jak ty się pojawiłeś. - mówiła dalej przejęta. - Dlatego razem z Ronem myślimy, że może jego zniknięcie mogło być z tobą jakoś powiązane.
- Może wiesz gdzie on jest - zasugerował jak dotąd milczący Ron.
- Dobra ludzie, spokój. - Oblizał okruszki z palców po kruchym ciasteczku. - Może zacznę od tego, że nawet nie mam pojęcia, o kim wy cały czas mówicie. A po primo to moje przybycie tu to czysty przypadek.
- Jak to? - zapytała dociekliwa Hermiona.
- Ach, można powiedzieć, że przez przypadek wpadłem w próżnię czasoprzestrzenną, a ta musiała mnie tu przeteleportować. - Brunet przyłożył koniuszek palca do ust, myśląc nad czymś intensywnie. - W sumie to nie byłem tam sam, więc może ta druga osoba to mogła być waszym znajomym. Z tego, co pamiętam, to miał coś na czole. Bliznę chyba w …
- W kształcie błyskawicy ?! - przerwała mu na raz para.
Henry pokiwał głową w odpowiedzi, chrupiąc kolejne ciastko.
- To musiał być Harry! - Para ucieszyła się, śmiejąc się głośno.
Męczyła go powoli ta sytuacja. Już widział, że gadatliwa dziewczyna chce zaatakować go kolejnym pytaniem, lecz uniemożliwiło jej to ciche pukanie. Ron zaprosił gościa do środka. Jak się okazało, był to ten sam mężczyzna, który tulił się do niego w Ministerstwie.
- No świetnie - pomyślał sobie chłopak, będąc niemal pewien, że ten również wyskoczy z kilkoma pytaniami do niego.
- Zakon chciałaby ci zadać kilka pytań - powiedział spokojnie, podchodząc bliżej siedzącego Henry'ego. - A tak w ogóle to jestem Syriusz Black ojciec chrzestny i prawny opiekun Harry’ego. Chłopaka, który zaginął - dodał szybko, by nie było niejasności. - Gdyby nie okoliczności, to mógłbym powiedzieć, że miło mi cię poznać - uśmiechnął się z zakłopotaniem, ściskając w geście powitania jego dłoń.
Antares mógł śmiało powiedzieć, że mężczyzna stojący przed nim jest przystojny, chociaż wyglądał na zmęczonego. Nie dałby mu nawet trzydzieści lat. Był smukły i wysoki, a pod ciemnymi ubraniami skrywa się lekko umięśnione ciało, na którym dostrzegł tatuaże. Widział, w szarych oczach wahanie, jakby chciał zadać nurtujące go pytania. Black jednak powstrzymał się przed tym, nie chcąc męczyć młodzieńca.
- To może chodźmy już, bo na nas czekają - przepuścił wszystkich i udał się za nimi.
Ron szedł powoli przed wszystkimi, trzymając ręce w kieszeni. Bujał w obłokach, rozmyślając nad quidditch’em i Harrym. W końcu, jeżeli nie uda im się odnaleźć chłopaka do końca wakacji, w ich drużynie może zabraknąć szukającego. Pewnie ta głupia fretka ucieszy się z faktu, że pierwszy raz będą mieli jakiekolwiek szanse na wygraną. Czarne myśli kotłowały się w jego przegrzewającej się głowie, gdy na jego drodze pojawił się ogromny potwór. Krzyknął niczym zarzynana dziewica i odskoczył w tył.
- Ratunku, on chce mnie pożreć! - krzyczał, niemal wskakując na ręce dziewczynie. - Miona ratuj mnie przed tym wielkim potworem.
Zaalarmowana reszta spojrzała, na coś, co przestraszyło chłopaka. Syriusz wyciągnął różdżkę, gotowy do starcia. Jego serce waliło, jakby chciało wyskoczyć z piersi, te całe dzisiejsze wydarzenia nie były na jego skołatane nerwy. Wycelował różdżką w miejsce, gdzie powinien znajdować się rzekoma zjawa. Zamrugał ponownie, lecz dalej niczego nie widział.
- On zaraz na mnie wskoczy - kwiczał.
Henry oglądał z rozbawieniem zmagania rudzielca. Hermiona zaś z lekkim zażenowaniem, a Black dalej nie wiedział, co się dzieje. Owym potworem okazał się pająk, wyglądem przypominający tarantulę. Pajęczak biegał dookoła Rona, jakby upatrzył go sobie na ofiarę. Po jakichś dwóch minutach zmagań pająk skoczył w stronę przerażonej ofiary i wybuchł. Z jego ciała wyleciał zielony glut, który wylądował na bladym Weasley’u. Ten raz bladł, raz zieleniał. Jakby nie był pewien, czy chce zwymiotować, czy jednak jest w zbyt dużym szoku, by to zrobić.
Henry parsknął śmiechem. Nie mógł się powstrzymać, widząc miny całej trójki. Hermiona i Syriusz byli w równie wielkim szoku, co ofiara zabawnego psikusa. Mieli szeroko otwarte paszcze i zastygli w jednym ruchu. Mężczyźnie nawet wypadła różdżka z dłoni i poturlała się po podłodze. Nie wiedzieli, jak mają zareagować na taki rozwój sytuacji.
Do jego uszu dobiegł chichot dwóch osobników, którzy wyszli z pokoju i obserwowali niemal płaczącego brata.
- Ron twoja mina…
- … jest przekomiczna. - Śmiali się ze swojego brata.
- Co tu się dzieje?! - po schodach kroczyła zdenerwowana pani Weasley, którą zaalarmował krzyk najmłodszego syna. - Fred, George coście znowu zrobili?
- Dlaczego niby zakładasz …
- … że to nasza wina?
Powiedzieli z udawanym oburzeniem bliźniacy, lecz psotny uśmiech psuł cały efekt.
- Co to ma być?! - uniosła się matka chłopaków na widok Rona. - Fred odczaruj go, zanim mi biedak zemdleje. - Wskazała na jednego z bliźniaków.
- Ale ja nie jestem Fred, tylko George.
- Kobieto jesteś naszą matką, powinnaś umieć nas odróżnić.
- No właśnie. - skwitował chłopak i jednym machnięciem różdżki usunął zieloną maź, która pokrywała jego młodszego brata.
- Oj przepraszam George - powiedziała skruszonym tonem lekko zdenerwowana psikusem.
- Żartowałem, jestem Fred - powiedział ucieszony, że znów nabrał ze swoim bratem rodzicielkę.
- O, a ty to kto? - zapytał śmiejącego się chłopaka George.
- Henry jestem - uścisnął dłonie obojga bliźniaków.
- Ja jestem Fred.
- A ja George.
-Fajną zrobiliśmy… - powiedział cicho do ucha Henrego Fred.
-.... niespodziankę naszemu bratu - dokończył drugi.
- Niezłą miał minę co nie? - powiedzieli na raz, zerkając na dochodzącego do siebie brata.
Henry pokiwał głową na potwierdzenie. Zaśmiali się znowu, patrząc na biedaka, który był łajany przez swoją dziewczynę. Wypominała mu ona, że panikuje jak dziecko przy małym pajączku. On na swoją obronę powtarzał tylko, że przecież pająk był wielki, a zresztą każdy dobrze wie, że te małe cholery to jego fobia.
- Dogadalibyście się z moim przyjacielem Tobiasem, on również uwielbia robić ludziom takie niespodzianki. - Puścił rozbawiony oczko bliźniakom przy ostatnim słowie.
- Dobrze chłopcy, koniec tego dobrego - klasnęła Pani Weasley zwracając na siebie uwagę. - Zapraszam do kuchni, wszyscy już czekają - popędziła zebranych. - Syriuszu, tobie to ja mam specjalne zaproszenie wysłać? Powiedziała, widząc brak reakcji u Łapy.
Biedak dalej stał jak słup soli, więc ta pozbierała różdżkę i wcisnęła nią do ręki oniemiałego animaga. Poklepała go po ramieniu w geście pocieszenia, mówiąc, że przyzwyczai się z czasem do wygłupów nastolatków.
____________________
- Jak dla mnie to, to nie przejdzie — mówił sceptycznie Syriusz. - Ile razy już wam mówiłem, że on nawet nie wygląda jak Harry — wskazał na Henry'ego, który siedział spokojnie między bliźniakami, którzy opowiadali mu o swojej firmie. Ponoć to właśnie dzięki Potter’owi udało się im, nią otworzyć.
- Weź, już przestań. Cały czas to powtarzasz — oburzył się Remus, że ten cały czas krytykuje jego pomysł. Był on zresztą najsensowniejszy z wszystkich wcześniej wymienionych.
- Ale kiedy to prawda.
- Henry zgodził się nam pomóc, a ty cały czas coś wymyślasz. Jak chcesz, to możemy podać mu eliksir Wieloskokowy, skoro tak się upierasz — Remus spojrzał pytająco na Severusa.
- Mam kilka w zapasie, potrzebowałbym tylko włosa Potter’a. Chociaż jak dla mnie jest to niepotrzebne. Wystarczyłaby odrobina magii, by dorobić bliznę i dodać kilka drobnych szczegółów takich jak okulary, ale jak wolicie.
- To świetnie — ucieszył się zadowolony. - A ty Henry? Zgodziłbyś się na to?
- W sumie to, czemu by nie? - wzruszył ramionami obojętnie. - A tak właściwie to, co robi ten eliksir?
- Pozwól, że ci wyjaśnię.- Zaczęła Hermiona wszystkowiedzącym tonem kujonki, zupełnie jakby była na lekcji. Ron wywrócił oczami, na to zachowanie. - Otóż eliksir wieloskokowy zamienia osobę pijącą w kogoś zupełnie innego. Jest niezwykle skomplikowany i trudny do przygotowania. Nawet dorośli czarodzieje mają problem z jego poprawnym uwarzeniem. Przygotowanie eliksiru jest bardzo zaawansowane i podzielone na dwie części, które dzielą się na kolejne dwa kroki. W jego skład wchodzi: Muchy siatkoskrzydłe, Pijawki, Ślaz, Rdest ptasi, Sproszkowany róg dwurożca i Skórka boomslanga. - Henry'emu brzydła mina, gdy słuchał, jak dziewczyna wymienia powoli składniki. - Warzenie eliksiru trwa miesiąc, więc należy go przygotować wcześniej. Na koniec dodaje się odrobina tego, w kogo chce się zamienić na przykład włos, paznokieć lub łupież. Najczęściej jest to włos.
- Dobra, dobra! - kazał przystopować dziewczynie, machając przy tym ręką w geście stopu. - Skończ już, bo zaraz rzygnę — jakby na potwierdzenie swoich słów, złapał się za brzuch i zakrył usta ręką. - Wiecie, ja sobie chyba jednak daruję.
- Nie przesadzaj, to nie jest takie złe — zapewniała.
- Wydaje mi się czy, ma pani Panno Granger duże doświadczenie co do tego eliksiru — mówił z wyczuwalną ironią Mistrz Eliksirów. - Czyżby na to szły moje cenne składniki?
Dziewczyna zarumieniła się lekko przyłapana na gorącym uczynku, lecz postanowiła trwać w zaparte. Nie chciała przecież mieć w Profesorze większego wroga niż ma teraz. A co gorsza bała się, że może to wpłynąć jakoś na jej nowy rok szkolny. Ostatni już zresztą. I tak naprawdę to nie była głównie jej wina, tylko chłopaków. To oni zwykle wpadali na dziwne pomysły, ona im tylko pomagała.
- Ależ Profesorze, ja po prostu jestem żądna wiedzy, więc czytam dużo książek. Nic poza tym — mówiła z przekonaniem, podnosząc do góry zadarty nosek.
- Nie śmiem w to wątpić — sarknął pod nosem.
- To co? - Wilkołak zatarł ręce. - Skoro wszyscy się zgadzamy, to może Łapa przyniesie nam włos Harry’ego, a ty Severusie eliksir.
Animag podniósł się z krzesła i ruszył ku wyjściu z kominka. Musiał się przenieść na Grimmauld Place, by zdobyć włos ze szczotki. Powinna ona być w pokoju, który zwykle zajmował jego chrześniak, gdy do niego przyjeżdżał. Ewentualnie jeżeli się przeliczył i nie znajdzie tam ani jednego włosa, to będzie musiał się udać do siostry Lili. Chociaż nie miał najmniejszej ochoty, widzieć tej głupiej baby i jej porąbanej rodzinki.
Obrócił się, by zerknąć, czy nietoperz za nim idzie w stronę kominka. W końcu on też miał coś przynieść. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył, że Wycierus nie ruszył się nawet z miejsca. Odchylił on jednak połę swojej i wyjął z niej flakon z jakąś miksturą. Jak mógł się domyślić, był to zapewne eliksir Wieloskokowy. Nie mógł uwierzyć, że ten dziwny facet nosi ze sobą takie rzeczy.
- Zaczyna mnie przerażać myśl o tym, co ty możesz nosić pod tym habitem — powiedział lekko przestraszony Syriusz.
Sev jedynie uśmiechnął się z jawną wyższością i kpiną do szkolnego wroga. Black nie czekając na żaden zgryźliwy komentarz ze strony mężczyzny, udał się do kominka i przeniósł się za pomocą proszku Fiuu.
- Dobrze chłopcze — odezwał się Albus. - Opowiem ci w takim razie o rodzinie, do której się udasz i jak powinieneś się tam zachowywać.
Starzec opowiadał znudzonemu chłopakowi o całej trójce Dursley’ ów oraz tłumaczył, że nie powinien się zbytnio wychylać, bo przecież może to wzbudzić jakieś podejrzenia. Najlepiej by było jakby, nie wychylał nosa ze swojego pokoju i był miły dla rodziny Harry’ego. Henry tylko przytakiwał na potwierdzenie głową, nie słuchając uważnie. Oceniał właśnie dziwnego starucha, który jakimś dziwnym faktem przypominał mu pedofila. Patrzył na niego jak na swoją pięcioletnią ofiarę i brakowało, tylko żeby zaproponował mu jakiś cukierek.
- Wszystko jest dla ciebie zrozumiałe? - Antares kiwnął głową, udając, że tak. - To może cytrynowego dropsa?
- Oho — pomyślał — Czyżby kobieca intuicja? - Patrzył na Starego dziwaka, jakby spadł z jakiejś innej planety i przy upadku mocno walnął się w łeb. Czy on serio myślał, że zję od niego te podejrzane dragusie. Równie dobrze mógłby sobie napisać na czole “ jestem idiotą”, a na dupie “ bierz, co chcesz —> otwarte 24/7”. Odmówił oczywiście.
W tym czasie do pokoju wleciał uradowany Syriusz, trzymając niczym jak trofeum włos w jego ręce. Podał go z widoczną niechęcią Severusowi, który szybko włożył włos do buteleczki i delikatnie zamieszał.
- Wszystko gotowe. Możesz to wypić - Snape podał butelkę chłopakowi, by ten wypił kilka łyków jej zawartości. - Jeden łyk powinien wystarczyć — zapewnił.
Henry spojrzał podejrzliwie na ową substancję. Może nie wyglądała i pachniała najgorzej, ale i tak słyszał, jak dziewczyna mówiła o tych dziwnych składnikach. Nawet jak był narąbany w trzy dupy, to nie pożerał na raz tyle obrzydliwości, a on niby miał to zrobić teraz na trzeźwo. No nic, najwyżej dostanie sraczki i zasmrodzi im całą tę hacjendę. Przechylił szybko buteleczkę i upił spory łyk. Początkowo niczego nie czuł, oprócz dziwnego posmaku jaki miał w ustach. Po jakiejś minucie zrozumiał, że chyba oślepł. Wszystko było zamazane jak za mgłą.
- Ludzie coście mi dali? Ja tu ślepnę — przyłożył palce do kącików oczu, przymykając je lekko.
- A bo widzisz, Harry ma wadę wzroku, a eliksir sprawia, że osoba przejmuje jej wrodzone lub nabyte wady — powiedziała znów Pani Ja-Wszystko-Wiem.
- Serio … - westchnął ciężko.
____________________
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy mknęli ku ich celu. Czarny motor Syriusza mruczał dźwięcznie, jadąc po rozgrzanym od słońca asfalcie. Black jechał, jak na szaleńca przystało, czyli szybko i gwałtownie. Jednak w jego ruchach dało się zauważyć pewność i doświadczenie, którego nabierał przez wiele lat.
Dostał za zadanie, bezpiecznie odwieźć Henry’ego do domu ciotki jego chrześniaka. Mężczyzna, choć nie zgadzał się z tą całą maskaradą, nie mógł odmówić dyrektorowi Hogwartu. Dodatkowo gdzieś głęboko w nim zaczęła, powoli kiełkować malutka nadzieja, że z pomocą chłopaka uda im się odnaleźć Harry’ego jeszcze przed końcem tych tragicznych wakacji.
Antares siedział uradowany za czarnowłosym, trzymając się go mocno za boki, by nie spaść ze wspaniałej maszyny. Był to pierwszy raz w jego całym życiu, kiedy jechał na motorze. Przeżycie było niesamowicie ekscytujące. Adrenalina buzowała mu w żyłach, a z jego twarzy nie znikał zadowolony uśmiech. Miał ochotę krzyczeć głośno, by cały świat dowiedział się, jak świetnie się bawi. Aż żałował, że nigdy wcześniej nie spróbował się przejechać na żadnej takiej maszynie.
Podróż nie trwała zbyt długo. Przynajmniej według Henry’ego, który czuł straszny niedosyt, gdy animag zaparkował przed równo ostrzyżonym chodnikiem. Przekręcił kluczyk w stacyjce, gasząc silnik i wysunął stopkę, aby maszyna stanęła stabilnie. Obaj zeszli z cudeńka Black’a i spojrzeli na domek, który nie wyróżniał się od reszty. Był bezpłciowy i nudy, utrzymany w idealnym porządku. Właściciele pewnie byli nudnymi bałwanami, którzy na pewno z powodu braku życia osobistego, podglądali swoich sąsiadów, czekając na ich najmniejsze potknięcie.
- Jesteśmy na miejscu — mruknął, opierając się o swoją maszynę. - Uważaj na nich. To małe żmije, które trzeba trochę postraszyć, by dali ci święty spokój. Harry często się na nich skarżył. Ci ludzie nienawidzą wszystkiego, co jest magiczne, dlatego się na nim znęcali, jak mogli. Ponoć często go wykorzystywali do różnych prac i takie tam — podrapał się zmieszany po głowie. - Nie wiem, dlaczego Albus wysyłał tu mojego chrześniaka. Zresztą tak samo nie rozumiem, dlaczego ty musisz iść na te kilka tygodni do tych popaprańców — westchnął zmęczony. - Może powinienem tam wejść i sprowadzić ich do parteru, tak dla pewności? - Zastanawiał się głośno, martwiąc się, że musi tu zostawić tego chłopaka.
- Spoko Syri — zaśmiał się rozbawiony nadopiekuńczością mężczyzny. - Nic mi nie będzie. Poradzę sobie z nimi — pomimo zapewnień, Syriusz dalej spoglądał na niego sceptycznie. - Serio.
- Pamiętaj jednak, że gdyby coś się działo, zjawię się od razu i pisz zawsze, gdy będziesz tego potrzebował. Jestem pewien, że Hedwiga — sowa Harry’ego, chętnie dostarczy twoje listy. - uściskał na do widzenia udawanego chrześniaka, którego zdążył już polubić. - To trzymaj się jakoś.
- Jasne — uśmiechnął się z zadowoleniem do Black’a. - Do zobaczenia. - Pomachał mężczyźnie, który wsiadł na motor i wahał się jeszcze przez chwilę, czy powinien zostawiać tu chłopaka.
Black westchnął ciężko i odpalił ponownie silnik. Miał nadzieję, że ci mugole nic mu nie zrobią. Nie chciał mieć na sumieniu jeszcze tego biednego chłopaka, który zgodził się im pomóc bezinteresownie w poszukiwaniach i całej tej szopce. Zerknął po raz ostatni w stronę chłopaka, który dalej się do niego uśmiechał lub raczej miał z niego niezły ubaw i odjechał, by udać się do pustego domu.
Henry spokojnie ruszył do drzwi domu, w którym miał mieszkać jakiś czas. Przytrzymał guziczek dzwonka, a dźwięk rozniósł się po całym domu gospodarzy. Już po kilku sekundach doleciały przytłumione słowa.
- Kogo licho niesie o tej porze?
Drzwi otwarły się gwałtownie, a przed nim znalazła się wielka postać zirytowanego mężczyzny. W oddali zobaczył szczupłą i wysoką kobietę, która trzymała filiżankę z zapewne herbatą, bo jej zapach unosił się w całym domu.
- Znowu to dziwadło przyszło — warknął zły. - Nie mówiłeś przypadkiem, że już tu nie wracasz pomyleńcu? - Wpatrywał się w niego z wyjątkowym obrzydzeniem.
- Pewnie nawet tam go nie chcieli — zaśmiał się wrednie grubas, który staczał się właśnie ze schodów. - Powinien już dawno ze sobą skończyć, zrobiłby światu przysługę.
- Za jakie grzechy nas to spotyka — jęknęła oburzona kobieta.
Antares przysłuchiwał się wszystkim komentarzom z uniesionymi brwiami. Słysząc te ciepłe przywitanie, uśmiechnął się do siebie w duchu.
- Oho … zapowiada się ciekawie — powiedział do siebie cicho.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, w zasadzie to czemu Dumbledore uparł się że Henry ma wrócić do Dursleyow... może ustawi ich do porządku... ale zastanawiam sie nad kwestia mają różdżkę Harrego to mogli by sprawdzić jakego zaklęcia użył... a drugie jest jeśli w tej próżni był Harry to może on wylądował tam gdzie powinien być Henry...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no ta sytuacja u Durleyów się teraz zmieniła, teraz to jest ukochany siostrzeniec, o nawet to Severus się martwi, ale gdzie naprawdę jest Harry? i zastanwaiam się nad Henrym bo nie wie do czego służy miotła i nic nie wie o quuidichu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia