4$ Śladami Czerwieni

Musicie mi wybaczyć, ale po dłuższych przemyśleniach postanowiłam, że ten oraz część kolejnego rozdziału zostanie taka, jaka była. Stwierdziłam, że po zmianach rozdziały straciłyby urok, a tego tutaj nie chciałam. Tekst ma być tylko moją małą zabawą i wspomnieniem dawnych wypocin, dlatego musicie wybaczyć mi to, że niektóre rozdziały będą większym chłamem od pozostałych ^_^




Czerwona krawat

Z perspektywy Tomka.

Gdy już Pan Inteligentny ze skończonym gimnazjum miał chwycić mnie za koszulkę, przede mną pojawiła się Rozi zasłaniając mnie swoim cudownym ciałem. Z zaciętą miną stanęła przed gościem i kopnęła go w krocze, po czym drugiego mięśniaka spotkał ten sam los.
Patrzałem na tę scenę z otwartymi ustami. Jedyne co czułem w tej chwili to wielki szok i zdezorientowanie, które przerodziły się w rosnące uwielbienie do tej dziewczyny. Była niczym dzika kocica broniąca swoich młodych, gdy atakowała tych dwóch cweli.
Nigdy nie myślałem, że ktoś może mieć tyle gracji przy miażdżeniu komuś klejnotów rodzinnych. Z twarzy poszkodowanych można było wyczytać jaki ogromny ból i katusze teraz przechodzą. Padli na ziemię zwijając się z bólu. Nawet im trochę, ale tylko troszeczkę, współczułem. No co? Też jestem facetem i wiedziałem, przez jakie katusze teraz przechodzą, a moja dzika piękność na pewno nie oszczędzała w sile, wymierzając te kopniaki. Zapewne z ich jajek zastała już tylko jajecznica.
- Na co czekasz!? Chodu! – krzyknęła do mnie Rozi tym jej pięknym, dźwięcznym głosem. Zapatrzony w niej dwa wielkie atuty, stwierdziłem, że muszę nią przelecieć. Jeżeli jest też taka w łóżku, to szykuje się moja najpiękniejsza noc w całym dwudziestoczteroletnim życiu.
Dziewczyna, widząc moją reakcję — a właściwie jej brak — na jej wypowiedź — podczas której patrzałem się na nią z uwielbieniem niczym na jakąś boginie ze wciąż otwartymi ustami. Zdenerwowana podeszła do mnie szybko i chwyciła za rękę, ciągnąc w głąb ciemnej uliczki.
Biegliśmy wąskimi przejściami. Dziewczyna prowadziła nas w coraz to mniej mi znane miejsca. Zastanawiałem się nawet, czy wie ona w ogóle, gdzie nas prowadzi. Pomijając te myśli, mój podziw do tej dziewczyny rósł z każdą chwilą. Bo powiedzcie mi. Jak ona może biec w tych butach? Przecież te szpilki miały chyba z piętnaście centymetrów wysokości, a ona biegła w nich, jak jakaś atletka na tej nierównej drodze. Nawet na chwilę noga jej się nie zachwiała. Ja jak bym miał ubrać takie coś i w tym chodzić czułbym się jak na szczudłach i pewnie zabiłbym się, zaraz po ubraniu tych szpilek. Patrząc tak teraz na te buty, nie dziwiłem się, że goryli tak zabolał ten kopniak poniżej pasa. Przecież to istna broń zagłady w rękach, a raczej stopach kobiet, na męskie genitalia. Nie chciałbym kiedyś oberwać tym cholerstwem, może nie ze względu na chęć zostania ojcem i przedłużenie swojego rodu, bo nie cierpiałem bachorów, ale z powodu mojego hobby, którym był seks. Co jakby po takim ataku, na moje cenne klejnoty, już nigdy by mi nie stanął? Przerażająca myśl, ale jeszcze gorsza byłaby świadomość, że nie mógłbym się bzykać do końca życia. Naprawdę przerażające.
- Nie uciekniesz nam głupia suko!- wrzeszczały mięśniaki, przerywając moje koszmarne myśli.
Swoją drogą, całkiem szybko się pozbierali po tym kopniaku i nawet prosto biegli. Gorące brawa dla naszych dwóch goryli. Byli spory kawałek za nami. Rozi właśnie skręcała w jakąś ciemną uliczkę, aby ich zgubić. Jakie było moje zdziwienie, gdy nagle stanęliśmy, przez co prawie na nią wpadłem.
- Cholera!- przeklęła cała podenerwowana.
Nie zrozumiałem, o co jej chodzi, gdyż cały czas patrzyłem do tyłu. Powędrowałem spojrzeniem na nią, podziwiając jej ciało przez krótką chwilę, a potem na to, co znajdowało się na wprost nas. Moim oczom ukazał się mur w postaci jakiegoś bloku, na który nie zwróciłem wcześniej uwagi. No cóż, moje przypuszczenia dotyczące tego, że dziewczyna nie wiedziała, gdzie biegnie, były słuszne. Dowodem na to była właśnie ta ślepa uliczka, w którą nas zaprowadziła.
- Mamy przesrane! Teraz na bank nas złapią – zaczęła histeryzować, całkiem trzeźwym tonem. Widocznie adrenalina jest najlepszym sposobem na upojenie alkoholowe.
- Nooo, pewnie tak. – odpowiedziałem najnormalniej w świecie. Trochę zaczynała mnie już irytować ta sytuacja. Chciałem ją tylko przelecieć, a muszę bawić się z tą trójką w ciuciubabkę. Męczące.
- I mówisz to, tak najspokojniej w świecie?! – zaczęła się coraz bardziej irytować, o czym świadczył jej prawie krzykliwy głos.
- No.
To jedno słowo podziałało na nią jak iskierka na proch, czy też płachta na byka. Biedaczka wybuchła i zaczęła się na mnie drzeć. Na bogu ducha winnego chłopaka. I w tym właśnie momencie cały jej wcześniejszy czar prysł jak bańka mydlana. Już nie była tą wspaniałą i idealną kobietą, która mogłaby sprawić, że rzuciłbym w cholerę moją chyba najważniejszą w życiu zasadę.
- Wiesz baranie, że oni mogą nas zabić… - krzyczała rozhisteryzowana, robiąc się cała czerwona na twarzy.
Nie słuchałem jej wcale, spoglądałem tylko na nią ze spokojem, który za chwile mógł spakować swoje walizeczki i się ulotnić. Nie znosiłem zbyt głośnych ludzi, byli irytujący. Z natury jestem bardzo spokojny i wyrozumiały, bardzo ciężko wyprowadzić mnie z równowagi. Moi znajomi od zawsze wiedzieli, że lepiej tego nie robić, lecz nielicznie jednostki, które się zdarzają, niezbyt dobrze na tym kończyły.
Jej jadaczka się nie zamykała. Miałem nawet całkiem niezły pomysł jakby ją tu uciszyć. Oj tak, byłby świetny, a dobrze wiedziałem, że dziewczyna zna się na rzeczy. Udowodniła to całkiem niezłym lodzikiem, ale wracając do rzeczywistości. Jakie było moje zdziwienie i ulga, gdy pełne usteczka, które jeszcze chwilę temu się nie zamykały, teraz milczały. Niecałą sekundę później wiedziałem już dlaczego.
Naprzeciwko nas stały mięśniaki z wyraźnym grymasem wściekłości i prawie już niewidocznym śladem bólu, jaki ich spotkał.
- To było złe posunięcie! – mówił wkurzony Seba – Masz szczęście, że szef kazał przyprowadzić cię żywą. Bo skończyłabyś, jak kochany Bartuś — mówił mściwie, a w jego oczach było widać zadowolenie spowodowane, zagonienie nas w ślepą uliczkę.
-Pora kończyć tę głupią zabawę – powiedziałem niemal szeptem, więc tylko dziewczyna usłyszała moje słowa.
- Co ty chcesz zrobić?!- zapytała równie cicho dziewczyna — I tak im już nie uciekniemy! To ślepa uliczka, a przez tych osiłków nie przejdziemy. Zasłaniają jedyną drogę ucieczki. Nie dadzą się znów zaskoczyć, prędzej nas złapią. A patrz na siebie, sam nie dasz im rady.
Spoglądałem na dziewczynę jak na wyjątkowo głupiutkie dziecko. Bieda ograniczona idiotka. Zalicza się do tej samej grupy co te goryle. Nie mogłem uwierzyć, że aż tak pomyliłem się jej ocenie i uśmiechnąłem się pobłażliwie.
- Radzę wam pójść ładnie z nami, bo jak nie to może się to dla was źle skończyć. - Zagroził, podchodząc do nas coraz bliżej.
- Ty też z nami pójdziesz — mówił do mnie drugi z mięśniaków, dorównując kroku koledze — Ignacy zdecyduje, co z tobą zrobimy.
- Wiesz Gorylu, śpieszy mi się, a poza tym to nigdzie nie mam zamiaru z wami iść.
- CO! Jak mnie nazwałeś?! — oburzył się mięśniak — Myślałem, że oprócz braku mózgu nie borykasz się z niczym innym, ale widocznie się pomyliłem. Strasznie mi przykro, że oprócz tego tracisz jeszcze słuch. – Wyraziłem swoje ubolewanie co do nich w dosyć teatralny sposób.
- Masz przesrane gościu ! – ryknął Bolo, szybko przemierzając odległość, która nas dzieliła. Już miał mnie złapać, gdy w dosyć brutalny sposób mu to udaremniłem, łapiąc jego ramię i wywracając go w dosyć widowiskowy sposób. Niczym zawodnik MMA, posłałem go w powietrze. Biedaczek mógł teraz tylko jęczeć z bólu na brudnej ziemi.
Gdy tylko drugi z bandziorów załapał, że jego kolega jęczy jak baba z okresem na szarej kostce, zostawił dziewczynę, którą jeszcze chwilę temu złapał za przedramię i rzucił się na mnie.
Z nim także nie miałem żadnych problemów. Wystarczyło kilka kopów i biedaczek podzielił los kolegi. Nuda wiedziałem, że nie dostarczą mi żadnej rozrywki. Otrzepałem niewidzialny kurz z ubrania i poprawiłem kurtkę.
- Jak ty to zrobiłeś? – powiedziała z niedowierzaniem, patrząc na pobojowisko w postaci dwóch półgłówków. - Przecież oni byli z dwa razy więksi… i ich było dwóch, a ty ich sprałeś na kwaśne jabłko, jakby byli jakimiś irytującymi muchami. - Paplała dalej, nie mogąc uwierzyć w całe zajście. Ja tylko uśmiechnąłem się tajemniczo do dziewczyny i wzruszyłem ramionami. Zrozumiała, że nie otrzyma innej odpowiedzi, czy też wyjaśnień.
- Musimy się zmywać, bo może nas znaleźć Ignacy.
W chwili usłyszenia tych słów poczułem bolesne ukłucie w okolicach żeber. Mój wzrok powędrował w kierunku kłującego miejsca, gdzie znajdował się jakiś dziwny nabój. Coś, co przypominało, strzałki do usypiania zwierząt. Wyrwałem go i rzuciłem na ulicę. Moje spojrzenie powędrowało do miejsca, z którego padł cichy — niemal niesłyszalny — strzał. Stał tam facet w czarnym garniturze i czerwonym krawacie. W ręce trzymał broń, z której zapewne strzelał jeszcze chwile temu.
Całkiem nieźle wkurzony ruszyłem w jego kierunku. Na twarzy nieznajomego dało się zauważyć malujące się zdziwienie. Popatrzył na broń, która była wyciszona tłumikiem, a następnie znów wycelował we mnie. Pocisk nie trafił w moje ciało tylko dzięki mojej szybkiej reakcji. Wykręciłem zbiorowi rękę, przez co wyleciała mu broń. Nie musiałem długo czekać na odwet z jego strony. Nieznajomy wykręcił się, uwalniając swoją rękę z mojego uścisku.
Zaczął się między nami pojedynek. Kopaliśmy i uderzaliśmy pięściami, chcąc trafić swojego przeciwnika, lecz z marnym skutkiem. Oboje mieliśmy całkiem niezłą obronę, udało mi się nawet trafić kilka razy, lecz po pewnym czasie zacząłem się robić senny. Moje ruchy były wolniejsze, mniej precyzyjne, co przeciwnik wykorzystał. Jednym celnym ciosem powalił mnie na ziemię. Zamroczony widziałem, jak jeden z osiłków zbiera leżącą na ziemi dziewczynę, która zapewne też oberwała tym dziwnym pociskiem i przerzuca nią przez ramię jak worek ziemniaków.
- Co robimy z tym chłopakiem?- zapytał Seba nieznajomego.
- Bierzemy go. Szef zdecyduje co się z nim stanie.
Widziałem już wszystko jak przez mgłę, powoli zapadając w ciemność. Ostatnie co zarejestrował mój wzrok, był kucający przy mnie mężczyzna i ten jego czerwony krawat.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    wspaniale, pięknie załatwiła ich Rozie, ale później cóż zamiast stać i gapić się w ślepy zaułek trzeba było zwiewać mieli jeszcze czas, ale i on poradził sobie z nimi w pięknym stylu i potem no jakie zaskoczenie tamtego że jeszcze po środku nasennym go atakuje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz